1939 - Kazimierze Stępień z synem Bohdanem po czterech dniach udaje się dotrzeć z Gdyni do Warszawy... do domu, do Wołkowyska jeszcze kawałek drogi ale front już za plecami...
Ale po kolei!
Sierpień 1939 roku, wojna wisi w powietrzu. Jest rzeczą oczywistą, że urlop nad polskim morzem dla asesora II Oddziału Ruchowo - Handlowego w Wołkowysku nie jest taki pewny... Pan Jerzy jednak 20 czerwca wyjeżdża do Gdyni. Na jak długo? Czy to urlop czy przygotowania pobytu rodziny nad polskim morzem? Kto dzisiaj może wiedzieć???? Nie jest mu jednak dane dojechać do celu. Dojeżdża do Białegostoku i musi wracać:
Dwa miesiące później pan Jerzy ponawia swoją podróż, tym razem tylko do Warszawy:
Podróż do Warszawy i powrót jeszcze tego samego dnia do Wołkowyska. Pan Jerzy odwiózł do stolicy żonę i dziecko a ci dalej sami pojechali do Gdyni, zażywać jodu:
Wiedzieli, że czas gorący... ale żeby aż tak gorący???? Pewnie zostaliby w swoim Wołkowysku gdyby wiedzieli, że nie będzie tak łatwo wrócić... Kto jednak mógł wiedzieć?
Ciekawe czy obudziły ich odgłosy Schleswig-Holstein'a? Pewnie tak. Czy łatwo było się wyrwać stamtąd? Pewnie nie. Czwartego września pani Kazimiera z synem Bohdanem jest w Warszawie, próbuje się dostać do Wołkowyska, do Jerzego... Pociągi kursują już tylko według wojennego rozkładu jazdy:
Niewiele jak trzy miesięce później po wyjeździe żony z dzieckiem do Gdyni pan Jerzy udaje się w podróż służbową do Białegostoku, przepraszam... в Белосток:
Ot i pospolita historia...
|