trzydziestka - 27.08.2007 14:32:27

Tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku rozbudowujący się Mokotów szukał nowych terenów dla budowy nowych pomieszczeń mieszkalnych, godnych tej pięknej dzielnicy. Jednocześnie pozbywał się wątpliwych ozdób i zawalidrogów, choćby sprawiającej wiele hałasu i kopcia poczciwej wysłużonej „ciuchci".
Ojcowie miasta wyznaczyli jej miejsce gdzie miała dokonać swego zacnego żywota, na Wierzbnie, gdzie urzędowała w pomieszczeniach, znanych w historii z faktu przebywania w nich Wielkiego Księcia Konstantego po ucieczce z Belwederu... Jej nowe zabudowania dworcowe znalazły się obok wiodących wiejski żywot osiedli jak: Szopy Polskie i Szopy Niemieckie; swoisty folklor wiejski przypominał bliski Zagościniec, gdzie można było jeszcze podziwiać drewniany wiatrak. Nowo wzniesione pomieszczenia otrzymały wielkomiejską nazwę Dworca Południowego i wniosły wielkomiejski gwar do sielskiej dzielnicy. Po tej samej stronie ulicy Puławskiej wyrosła trzypiętrowa kamieniczka, której partery obejmuje w posiadanie reemigrant z Ameryki Południowej Klimczak i urządza bar „Myśliwski". Ciekawy to był typ,hobbysta parający się wszelkiego rodzaju „antykiem" oraz malarstwem. Jego zbiory nie przedstawiały żadnej wartości — to już inna historia, w każdym razie nikt mu tej wiary nie odbierał. Muzeum znajdowało się w mieszkaniu Klimczaka w tejże kamieniczce. Jego sąsiad Rydzewski produkował wyroby cukiernicze, starając się sprostać sławie Bliklego. Trzecim kupcem, znowu z branży owocowej, był Staniszewski, niedawno przybyły do stolicy, gdzie szukał szczęścia. Wysoko położone tereny z dala od miejskiego gwaru zachęcały do budownictwa. Ciułacze — pracownicy miejskich przedsiębiorstw, wolny czas poświęcali budowie dość cherlawych domków wzdłuż ulicy Bukowinskiej. Reprezentanci poważniejszych kapitałów rozsiedli się na południe od nowego dworca, by świeżo wytyczonym osiedlowym uliczkom nadawać nazwy wywodzące się od sienkiewiczowskiej epopei, jej bohaterzy Wołodyjowski, Podbipięta, Skrzetuski od tej pory patronowali maleńkiej symetrycznie zabudowanej dzielnicy. Gdzie idziesz? Gdzie mieszkasz? Na „Trylogii" — tak się mówiło. Dokoła rozciągały się pola, należące do pana Laferego i Smolarka, miejscowych „badylarzy". Z chwilą przeniesienia toru wyścigowego, powracający ze Służewca bywalcy znajdowali odpoczynek w lokalu baru „Myśliwskiego". Ku rozpaczy Klimczaka przy ulicy Puławskiej 135, tuż pod nosem „Myśliwskiego" rozpoczyna działalność konkurencja - w białej willi otwiera zaciszne gabinety „Biały Dworek", zachęcający zapachem wspaniale przyrządzanej gęsi.
„Miasto" zdecydowanie obejmuje w swoje posiadanie nie tylko tereny, ale i duszyczki wiejskich chłopaczków, którzy starają się przypodobnić do chojraków z centralnego Mokotowa; porywa ich sława „Aniołów", „Myszki", „Pieska", czy też ponurego „Gagusa".
Organizuje się gang, któremu przewodzi wysoki i smukły „Bocian", „osobistym" jego jest dla odmiany maleńki, piegowaty o włosach, koloru miedzi — „Rudzik". Nowy, dworcowy gang, niepodzielnie króluje   na przyległym placyku  i  w najbliższych okolicach. Nadszedł pierwszy wrzesień... nadeszły dni wojny i okupacji...
„Ciuchcia" i kamieniczka zawarły ciche porozumienie, zawarły okupacyjny mariaż. „Ciuchcia" biegnąca trasami, bogatymi w płody rolne zaczęła spełniać rolę nielegalnego dostawcy szelkiego dobra niezbędnego dla przetrwania okupacyjnych dni, natomiast kamieniczka była hotelem, magazynem, hurtownią i detalem gdzie krzyżowały się interesy nowo powstałego zawodu szmuglera. W późniejszych czasach spełniała rolę „meliny" która mieściła się w lokalu pani Marii Sobierajowej, gotowej dniem i nocą zabezpieczyć kryjówkę konspiratora. Z każdym dniem rosła sława życiodajnej kamieniczki, zmieniając przyległy placyk w miniaturowy Kercelak z żywnością. Lokatorzy nie zapomnieli jednak i o konspiracji... tu można było być świadkiem    metamorfozy  puszek z ersatzową marmoladą, w których przesyłano broń i amunicję dla „chłopców z lasu".
Jeden z mieszkańców kamieniczki - Jan Szostak, imiennik i kontynuator fachu pułkownika Jana Kilińskiego rychtował „szklanki" - buty z cholewami, dla tychże odbiorców. Ciągły ruch, zaaferowany tłumek, stwarzał sprzyjające okoliczności pozbawienia bliźniego przed chwilą zarobionych „górali". Jakieś niepisane prawo, nakazywało członkom miejscowego gangu
zwrot... wszelkich dokumentów osobistych poszkodowanego. Wszystkie te papiery skrzętnie podrzucano na parapety okien klatki schodowej kamieniczki, skąd zabierali je do depozytu miejscowi lokatorzy. Z biegiem czasu każdy nieszczęśliwiec pozbawiony swej okupacyjnej „tożsamości" walił jak w dym do pierwszego lepszego lokatora, gdzie ku niezmiernej radości odzyskiwał utracony dowód. Za te czynności nie pobierano żadnych opłat, to, była   społeczna    przysługa. Falujący tłumek w rejonie dworca i kamieniczki z biegiem czasu stał się obiektem żywszego zainteresowania „zielonków" z ulicy Dworkowej i Willowej. Nie dawały wyników zasadzki przed samym dworcem, zaczęli więc urządząc łapanki na podążający w kierunku Warszawy samowarek. W odpowiedzi gangowy zespół - zorganizował kontrakcję; najmłodsi z koników rozpoczęli pikietowanie trasy, by wcześniej zawiadomić kogo trzeba o zbliżającym się „zielonym" niebezpieczeństwie. Płynęły dni okupacji... stojąca prawie w polu kamieniczka oraz mało ważna strategicznie stacja kolejki były dość bezpieczne od nalotów.
Szybko zbliżały się ostatnie dni lipca 1944 roku, zza Wisły dochodziły odgłosy artyleryjskiej kanonady, nastąpił wybuch w pobliskiej konspiracyjnej wytwórni „filipinek" znajdującej się przy ulicy Puławskiej 141. Kiedy powstanie wreszcie dało o sobie znać pierwszymi strzałami dochodzącymi od szkoły przy ulicy Woronicza, rozsypał się dworcowy gang...”Bocian” udał się do Śródmieścia, gdzie zginął żołnierza, maleńki „Rudzik" rozbroiwszy w przeddzień Powstania przerażonego „feldgrau" zameldował się, wraz ze zdobycznym „Walterem" w komendzie walczącego Mokotowa. Trzeba dodać, że maleńki „Rudzik" rozbroił Niemca przykładając mu do pleców... dwa palce. Ostatni  kurs ciuchci opustoszył kamieniczkę, nieliczni pozostali lokatorzy szukali azylu w pobliskich domach przy ul. Bukowińskiej.
Niemcy krwawo zemścili się za niepowodzenia, już pierwszego dnia rozstrzelali zapóźnionych podróżnych na placyku przylegającym do dworca, by w kilka dni potem sprawić krwawą rzeź mieszkańców jednej z kamieniczek przy Bukowińskiej. Kamieniczka i dworzec trwały na ziemi niczyjej...
W ślad za wkraczającymi wojskami, w styczniu1945 roku, rozpoczęli powrót i lokatorzy do niezbyt pokieraszowanej kamieniczki. Klimczak otwiera podwoje swojego zakładu, tym razem z szyldem „Pod Jeleniem”, na ścianie znów śmieje się „ułan Kossaka” tylko bigos  jest jeszcze cienki i nie pachnie maderą. Rydzewski próbuje wypieku pierwszych ciast, a jego córka Wanda urządza w parterowych zabudowaniach Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich magazyn z galanterią kobiecą, pod nazwą: „Vand-Ellen”. Staniszewski wziął rozbrat z branżą owocową i otworzył w pobliskich Pyrach ekskluzywny, jak na ówczesne czasy lokal „Ziemski Raj”. Dla wygody klienteli właściciel zafundował wysłużony autobus, który kursował między „Polonią" i Pyrami.
Wszystko to minęło bezpowrotnie, toczące się życie zmieniło to, co być może było dobre w czasach Warszawy heroicznej...A jednak...patrząc dziś na niechlujny bufet ciuchci, widząc brudne „Picassy” w barze mlecznym, gdzie kiedyś uśmiechał się „kossakowy ułan",  słysząc repertuar długowłosych, smętnie spoglądających w siną dal, nie sposób nie wspomnieć czasów przypadkowego mariażu „ciuchci" i „kamieniczki”.

Teodor Niewiadomski