Kolejka Marecka - zaciekawiamy Warszawą



Forum Stowarzyszenia

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

Ogłoszenie

Aktualności - www.facebook.com/sopw.kolejka.marecka Aktualności - www.facebook.com/sopw.kolejka.marecka


#1 14.02.2012 22:53:29

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

15 lutego

1941 – Pierwszy zrzut cichociemnych. Zacytuję ze strony http://www.308.cieszyn.pl/index.php?opt … y&Itemid=7 :
Lot nad Polskę zaplanowano na noc z 15 na 16 lutego 1941 r. Operacja otrzymała kryptonim "Adolphus". Brytyjska załoga Whitley'a Z-6473 z 1419 Eskadry do Zadań Specjalnych RAF miała zrzucić trzech polskich skoczków i cztery zasobniki na placówkę odbiorczą położoną 7,5 km na południe od Włoszczowej w Kieleckiem. (...) Na pokładzie znaleźli się cichociemni: mjr lotnictwa Stanisław Krzymowski ps. "Kostka" i rotmistrz Józef Zabielski ps. "Żbik" oraz kurier polityczny Czesław Raczkowski ps. "Włodek". (...)
Trasa prowadziła m.in. nad Berlinem. Lot przebiegał spokojnie, choć nad Düsseldorfem maszyna dostała się w krzyżowy ogień artylerii przeciwlotniczej. Ze względu na niebezpieczeństwo pożaru (Whithley'a wypełniono beczkami z paliwem w sposób dotąd nie praktykowany) pilot zdecydował o wyłączeniu ogrzewania. Temperatura wewnątrz szybko spadła poniżej zera. Skoczkowie ułożyli się na podłodze i zmarznięci na kość czekali na sygnał do skoku.
Po dotarciu do polskiej przedwrześniowej granicy Whithley skierował się na Śląsk. W rejonie Cieszyna maszyna skręciła na północny wschód. Angielski dowódca załogi sprawdził stan paliwa i stwierdził z przerażeniem, że może go nie starczyć na powrót do bazy. Dlatego samolot zatoczył koło i zapadła decyzja o skoku (instrukcja mówiła bowiem, że operacja ma być przeprowadzona za wszelką cenę). Cichociemni zgromadzili ekwipunek, pozapinali kombinezony i sprawdzili zamocowanie spadachronów. Była druga w nocy, kiedy zapaliło się zielone światło. Najpierw poleciały spadachrony z wyposażeniem. Po chwili padło sakramentalne: "go!" i żołnierze w ustalonej kolejności wyskoczyli przez otwarte drzwi. Głośne klaśnięcie i uprząż spadochronowa szarpnęła skoczkami. Huk silników ucichł. Lecąc w dół skoczkowie jeszcze nie wiedzieli, że pilot zrzucił ich "w ciemno". Do tego wysokość była zbyt duża. Dlatego, mimo niewielkiej szybkości samolotu (wynoszącej zaledwie 280km/h), wylądowali na dużej przestrzeni.
Niespodziewanie na ziemi nie czekał nikt z placówki odbiorczej. Na dodatek dla "Żbika" skok okazał się fatalny. Siłą upadku rotmistrz przebił powierzchnię zamarzniętego rozlewiska i uwięziona w lodowych okowach noga doznała kontuzji. Zabielski uszkodził staw skokowy i śródstopie (później okazało się, że miał pękniętych kilka drobnych kości w stopie). Na szczęście pośpieszył mu z pomocą kurier "Włodek". Razem zwinęli i pochowali spadachrony, zaś plecaki ukryli pod mostkiem przerzuconym nad jednym z rowów. Próbowali również odnaleźć "Kostkę" oraz worki bagażowe, ale bez rezultatu. Major Krzymowski przepadł bez śladu (nie mogąc znaleźć towarzyszy samotnie przekroczył granicę i bez trudu dotarł do Warszawy).
Pierwsze godziny po skoku były bardzo ciężkie. Po dotarciu do najbliższych zabudowań cichociemni zorientowali się, że wylądowali w Dębowcu koło Skoczowa. Byli na terenie Rzeszy, ale dzięki dobrej znajomości języka niemieckiego udało im się uniknąć dekonspiracji. Przenocowali w lesie obok starego szybu gazu ziemnego. Następnego dnia wynajętą furmanką pojechali na dworzec kolejowy w Skoczowie. Na stacji kupili bilety i pociągiem dotarli do Bielska. Tam rozdzielili się i na własną rękę przedzierali do Generalnej Guberni.
Zabielski, któremu mocno dokuczała kontuzjowana noga, musiał zaryzykować i spędzić noc w hotelu. Dostał pokój i zasnął. Następnego dnia rano na portierni zjawiło się dwóch gestapowców. Niemcy szukali nowych gości. "Żbik" cudem uniknął aresztowania, uciekając z pokoju w ostatniej chwili. Ostrzegła go dziewczyna z obsługi hotelu. Po przekroczeniu granicy wyczerpany bólem, stracił przytomność. Od zamarznięcia w leśnym wykrocie uratowali go chłopi pracujący przy zwózce drewna. Ostatecznie "Żbikowi" udało się dotrzeć do Nowego Sącza, a następnie, w kwietniu 1941 r., do Warszawy, gdzie zameldował się z punkcie kontaktowym Komendy Głównej ZWZ. Otrzymał przydział do Oddziału III Okręgu AK Kielce (w sierpniu 1942 r. jako emisariusz KG AK wyruszył z Warszawy przez Niemcy, Szwajcarię, Francję, Hiszpanię do Portugalii, skąd samolotem przerzucono go do Wielkiej Brytanii).
Raczkowski, ostatni z trójki cichociemnych, dotarł do Mucharza koło Wadowic, jednak podczas przekraczania granicy został zatrzymany przez patrol Grenzschutzu. Uratowały go fałszywe dokumenty sfabrykowane w Londynie na ukraińskie nazwisko i trochę materiałów tekstylnych. To go uratowało. Niemcy uznali, że jest przemytnikiem. Skazano go na areszt oraz 210 marek grzywny z możliwością zamiany na dodatkowy miesiąc aresztu. Trafił do więzienia w Wadowicach. Tam udało mu się nawiązać kontakt z miejscową organizacją Batalionów Chłopskich. Komórka BCh wpłaciła za niego grzywnę i po zwolnieniu 26 maja, już pod jej opieką, rozpoczął dalszą podróż do Krakowa (w 1942 r. został powtórnie aresztowany - na Węgrzech, przeżył więzienie i obóz).


1951 – Polsko-radziecka umowa o zmianie granic spowodowała, że ochoczo pozbyliśmy się bogatych złóż węgla, strategicznej linii kolejowej i urodzajnych terenów rolniczych. Inna rzecz, że dostaliśmy w zamian kawałek pagórkowatego lasu. Warto zerknąć: http://www.wszia.edu.pl/index.php?p=med … rtykul=524


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

                                 Czasy takie, że na fb też trzeba trochę istnieć - zajrzyjcie do nas i tam. A tu jesteśmy już od dobrych dziesięciu lat :)                                

adres IP


Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora