Forum Stowarzyszenia
administrator
Właśnie mi się przypomniało - jako, że w ramach zajęć z przedmiotu pt. technika, chwilowo zajmuję się działalnością stolarską . Też elementy drewniane, choć raczej dla cieśli. Dwa wyrazy, których nigdy wcześniej, ani nigdzie indziej nie spotkałem: szpona (lub szponka - drąg, belka - np. poziomy element płotu, do którego mocuje się sztachety) i dranka (też jakiś kawałek drewna, dokładnie nie kojarzę - może deseczka lub krótki fragment belki). Trafiłem na to w okolicach Wyszkowa i Tłuszcza. Czy ktoś o czymś takim słyszał?
Offline
Użytkownik
Szponka znaczy tyle co rozpórka - poziomy drążek usztywniający, a dranka, inaczej dranica to rodzaj gontu wykonanego przez rozdieranie klinem (siekierą) pniaka promieniście w wąskie kliny. Znawcy twierdzą, że dranica jest znacznie trwalsza od gontu wykonanego za pomocą piły.
Ostatnio edytowany przez wolero (13.02.2013 17:58:31)
Offline
administrator
No właśnie - a tam, gdzie to słyszałem, znaczenie pierwszego jest bardziej ogólne - po prostu, stosunkowo lekka, długa belka (coś, co może być użyte jako poziome usztywnienie, albo i nie), zaś słowa dranka z pewnością nie używano na określenie gontu.
Offline
administrator
Mam, przypomniałem sobie z zamierzchłej przeszłości dziwne słowo: cwancyk.
Nietrudno zgadnąć pochodzenie, pewnie z niemieckiego/jidisz/grypsery. W tzw. "moich czasach" oznaczało to mniej więcej coś, co wówczas literacko nazywano "drygiem" - zdolnościami do czegoś (aczkolwiek w tym przypadku niekoniecznie do czegoś konkretnego ). Ktoś, kto miał cwancyk, był po prostu zdolniachą, nazywanym też niekiedy cwancykatorem. To ci dopiero...
Offline
Użytkownik
Dla mnie cwancyk to takie "coś", no takie coś... Jak to nie jest zwykła śruba to wiadomo, że to na takim cwancyku się trzyma.
Offline
administrator
Jest o tym gdzieś powyżej, ale nie będę nikogo zachęcać do przegryzania się teraz przez cały wątek W kołach, gdzie się obracałem, nazywało się to dynksem lub dynksikiem. Starsze określenie to wihajster a znajomy mechanik p. Kazio mówił po prostu: taki ch...
Offline
Wihajster to narzędzie, jakiś przedmiot który chcemy użyć , dynks to coś, co jest, wystaje na przykład lub leży, a cwancyk to sposób:
- Podważ to tym wihajstrem - czyli "tym co trzymasz w ręku, ale teraz nie pamiętam jak to się nazywa".
- Uderzyłem się o tego dynksa - znaczy "o to gie... co wystaje".
- Nie siłą go, tylko cwancykiem (z cwancyka) - znaczy "z głową", pomyślunkiem.
- Chu...za - zastępuje wszystko
Offline
administrator
Ja bym aż tak rygorystyczny nie był. Wihajster to niekoniecznie narzędzie, jeśli się komuś zapomniało właściwej nazwy to może być cokolwiek, nawet śruba
W pełni zgadzam się jedynie z ostatnim punktem. Jeśli ewolucja języka pójdzie dalej w obecnym kierunku, niebawem możemy tak nazywać wszystko (a za jakiś czas nawet przedszkolankom nie będzie się wydawało niczym niestosownym, że podopieczni swobodnie się tym określeniem posługują).
Offline
A myślisz, że będzie to poprawne z gender?
Mz to za bardzo preferuje tylko jedną stronę i trzeba by znaleźć coś bardziej uniwersalnego ... nie wiem, może ... a może ... albo ...
Kurcze, nie wiem. Za stary jestem
Offline
Użytkownik
Witam.
Melchior Wańkowicz (wyczytałem to chyba w "Zielu na kraterze") i jego rodzina (żona, córki) używali w charakterze "uniwersalnego zamiennika" wymyślonego przez któreś z nich słowa "kuwaka". Pojawiło się ono, gdy zdarzyło się komuś dorosłemu w obecności dzieci określić kogoś dosadnym słowem (jak można podejrzewać, też na "k"), w porę zamienionym na "kuwaka". Prawdopodobnie ten "neologizm" dziewczynkom się spodobał, i zaczął żyć własnym życiem. Co najciekawsze, zależnie od kontekstu i intonacji, słówko to mogło mieć zabarwienie pozytywne lub negatywne.
Szczerze mówiąc, wolałbym je (nawet będąc świadomym jego pochodzenia), niż jego wszędobylski obecnie pierwowzór.
Ostatnio edytowany przez rzepola (26.05.2014 21:19:24)
Offline
„Kuwaka” jest to słowo rodzinne, będące wynikiem superlenistwa tatowego. Zalecam ten wynalazek wszystkim ojcom rodzin.
Pyta Żona, jakie wrażenie zrobiła na mnie pewna osoba, a tu taka ciekawa gazeta… Więc odpowiada się:
— Taka… kuwaka…
Intonacją się podbarwi tak, że żona już wie, o co chodzi, a definicji szukać nie trzeba. Krysia, wieczny pyton, pyta, jak się nazywała kometa Halleya („grzyb — co to jest?”). Po co jej tam
jakaś przedwojenna kometa? Mówię, że „kuwaka”. Potem już wygodne słówko przyswajają sobie wszyscy i to zubożenie mowy wszystkim wychodzi na zdrowie i „szczędzi nerwy” jak kawa HAG.
Okazuje się, że jakieś kuwaki proszą do telefonu, przychodzą z rachunkami, proponują sprzedaż mydełek, że jakaś kuwaka siedzi u kucharki w kuchni, a inna kuwaka piele ogródek. Okazuje się, że toalety widzianych pań, o które zapytuje Mama, były kuwackie, że ten i ów postąpił bardzo po kuwacku, co może być, zależnie od intonacji głosu, pochwałą lub naganą.
„Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”, z czego wynika że język jest najmniej udolnym, fałszującym rzeczywistość środkiem porozumienia. Po cóż więc
ten fałsz, tę gruboskórną botokudzką formę porozumienia wprowadzać do rodziny, kiedy uśmiech, spojrzenie, gest powiedzą wszystko”
Z tym, że to z regionalizmem ma tyle wspólnego, co nazywanie Dadą mojego siostrzeńca przez roczną siostrzenicę
Melchior Kuwaką nazywał tez swój kajak
Offline
Użytkownik
weldon napisał:
Z tym, że to z regionalizmem ma tyle wspólnego, co nazywanie Dadą mojego siostrzeńca przez roczną siostrzenicę
Tak samo, jak i rzeczone jeszcze wyżej "ch..."
weldon napisał:
Melchior Kuwaką nazywał tez swój kajak
O ile pamiętam, a nie zmyśliłem sobie (bo książkę czytałem już dawno), to nawet umieścił tę nazwę na jego burcie.
Ostatnio edytowany przez rzepola (26.05.2014 22:18:40)
Offline
rzepola napisał:
Tak samo, jak i rzeczone jeszcze wyżej "ch..."
W sumie nie wiem, jaka jest geneza tego słowa, ale trzeba przyznać, że zrobiło karierę
rzepola napisał:
O ile pamiętam, a nie zmyśliłem sobie (bo książkę czytałem już dawno), to nawet umieścił tę nazwę na jego burcie.
Pewnie tak, bo wspomnienie o kajaku Kuwace do dziś przetrwało pod Piszem
Mnie "Ch..." trafia, jak widzę miejsce, w którym stał "dom, z trzech stron opłynięty ogrodem", a dziś jest śmietnik i ani jednej tabliczki
Z drugiej strony - tabliczka na śmietniku?
Offline
administrator
rzepola napisał:
weldon napisał:
Z tym, że to z regionalizmem ma tyle wspólnego, co nazywanie Dadą mojego siostrzeńca przez roczną siostrzenicę
Tak samo, jak i rzeczone jeszcze wyżej "ch..."
A, tu tak do końca nie byłbym (na szczęście) przekonany. Podejrzewam, że pojawienie się tego pięknego słowa w dzisiejszej polszczyźnie ma jednak z regionalizmami (takimi większymi) co nieco wspólnego. Wyraz jest zapewne (przynajmniej u nas) pochodzenia rosyjskiego i sądzę, że pojawił się najpierw w Kongresówce a na cały nieszczęsny kraj rozprzestrzenił się dopiero w wieku dwudziestym, może nawet przede wszystkim w jego drugiej połowie. Nie wiem, jak w Wielkopolsce, ale w Galicji mówiono nieco inaczej. A w języku staropolskim jest parę określeń zupełnie innych, wystarczy poczytać fraszki
Offline
Użytkownik
weldon: Do tego odsyłacza (kajak ) zajrzałem dopiero dziś - okazało się, że jednak nie pamiętałem dobrze żródła informacji o Wańkowiczowej "Kuwace", bo to nie było "Ziele na kraterze", tylko "Na tropach Smętka".
chrisfox: Czyli weekend to też taki "większy" regionalizm?
Ostatnio edytowany przez rzepola (27.05.2014 22:29:48)
Offline
administrator
Weekend to okropność (językowa). Co gorsza już strasznie oswojona
Przez to wszystko uprzytomniłem sobie właśnie, jak koszmarnym językiem się posługuję.
Offline