Forum Stowarzyszenia
administrator
Uwaga administracyjna.
Niniejszy wątek - z długą i dobrą historią - został przeniesiony z innego forum, gdzie tworzyły go głównie osoby obecnie aktywne tu. Przez jakiś czas, wegetował u nas w części dostępnej jedynie dla zarejestrowanych użytkowników. Przeniosłem go w to miejsce, aby dać mu możliwość rozwoju. Pierwsza część, jest archiwalnym zapisem tego, co działo się gdzie indziej. Zachęcam do lektury i kontynuowania poniżej zmagań z naszym trudnym językiem
____________
Reaktywacja? Niekoniecznie - tzn. nie za wszelką cenę, choć myślę sobie, że o niejednym jeszcze przy okazji można w owym wątku pogadać. Jeśli się coś tu zadzieje, to znakomicie. Jeśli nie - zawsze będzie można poczytać sobie coś, co gdzie indziej "nie cieszyło się specjalnym zainteresowaniem i leży w zapomnieniu" (zadekretowanym). Cóż, frustracja (Cysorza) zapewne nie jest niczym miłym i nie mnie się o tym wypowiadać Cysorz, jeśliby łaskawie zechciał (odważnie wejrzeć nieco w Siebie), mógłby napisać o tym książkę - zapewne o wiele lepszą, ciekawszą i poczytniejszą od poprzedniej. Dziś na takie rzeczy jest popyt. Ameryka, panie...
W ciągu paru najbliższych dni, postaram się tu zamieścić (w kilku fragmentach) cały dotychczasowy wątek. Praca nad materiałem nie jest zbyt przyjemna, proszę więc o wybaczenie, jeśli coś będzie nie tak od strony formalnej - o ile zresztą będzie to możliwe, postaram się z czasem usuwać niedociągnięcia. Na razie chciałbym, żebyśmy to już tu - nawet marnie wyglądające - mieli.
Pod spodem pierwszy fragment. Miłej lektury
(naturalnie, jeśli coś komuś... - wszelkie dopiski mile widziane)
Offline
administrator
chrisfox
Rozpoczynam niniejszy wątek nie po to, zeby jątrzyć. Co tam sobie odruchowo o kim myślę (i co kto o mnie) to moja/nasza sprawa, odrzućmy idiotyczne uogólnienia. Polska jest krajem niby jednolitym narodowościowo i obyczajowo, jednak czasem wystarczy się oddalić od domu o głupie 50 km (no, nie piszę tu o Brynicy ), żeby znaleźć się w świecie niemal całkowicie odmiennym od tego "naszego". Język urzędowy ten sam, cała reszta inna
Na początek, chciałbym zbadać granice występowania dwóch odmiennych nazw tego samego. Wiadomo, że w Warszawie wychodzi się "na dwór", w Krakowie i Rzeszowie "na pole". To chyba odmienność najczęściej zauważana. Mnie dawno temu zafrapowała jeszcze występująca gdzieś na południe (południowy zachód?) od stolicy granica pomiędzy słowami "golonka" (u nas) i "golonko" (tam). Możecie pomóc w ustaleniu granic występowania tych określeń? Pewnie da się dość łatwo dojść do niezbyt odkrywczych wniosków związanych z przesunięciami granic i ruchami ludności - a może nie?
Oczywiście, czekam też na inne tematy. Sporo tego jest. Chciałbym tylko zaapelować - materia jest delikatna i my też bądźmy
Yorik
Krzysiek widzę, że założyłeś wątek etnograficzno-lingwistyczno-kulinarny.
Kilka spostrzeżeń na początek. Wybacz, że będę chaotyczny (zresztą to moja wada)
Co do golonki, u nas mówi się raczej w rodzaju żeńskim - golonka.
Natomiast czasem śmiesznie mówi się w liczbie pojedynczej rodzaju męskiego "winogron" a nie w liczbie mnogiej "winogrona".
"Na polu" i "na dworze" - ja gdzieś słyszałem formę pośrednią "na dworzu", tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
A np. na choince kiedyś wieszało się "bańki" wyparte przez (chyba) warszawskie "bombki".
U nas zawsze stało sie w kolejkach, a słyszałem, że u was nie było kolejek. Były ogonki.
U Was chyba nie chodziło sie w gumiakach tylko w kaloszach.
To tak na goraco i na początek, bo mam nadzieję, że temat się rozwinie.
maciejszkocki
I jeszcze owoc leśny sezonowy w kolorze granatowo-czarnym:
w Galicji = borówki
w Kongresówce = jagody
Albo produkt piekarniczy bułka w kształcie i rozmiarze chlebopodobnym:
w Galicji = weka
w Kongresówce = bułka paryska
eMeS
Kiedy byłem na Suwalszczyźnie, urzekł mnie wyraz wypowiedziany przez pewną starowinkę patrzącą w niebo. Powiedziała ona smutno: "komudzisie". Faktycznie, bardzo się chmurzyło.
chrisfox
O, tej "weki" nie znałem.
Granica między golonką a golonkiem, przebiega według moich obserwacji gdzieś lekko na południe i południowy zachód od Częstochowy. Kiedyś sporo tułałem się po tamtych okolicach i zawsze poznawałem, gdzie jestem - po ostatniej literze tego produktu w menu Krzepice, Pajęczno, czy Kłobuck - jeszcze golonka. W Oleśnie, Praszce, czy Byczynie - już golonko. Na Górnym Śląsku oczywiście też - jak w Zagłębiu, nie wiem. Jak to wygląda po bokach, dokładniej nie badałem.
"Na dworzu" wydaje mi się kielecką - nieco niechlujną, jak tamtejsza gwara - formą mazowieckiego "na dworze".
Drobna dygresja, której sobie nie potrafię odmówić, a zarazem - będąc mocno rodzinnie z tamtymi stronami związany - do której nie czuję się całkiem nieuprawniony . Najbrzydszą ze znanych mi gwar, jest chyba właśnie świętokrzyska. Totalny zanik rodzaju męskiego - nawet ludzie są "te", nie "ci", wymiana "o" na "u" ("uny" - zamiast "oni"). Likwidacja (tam, gdzie się tylko dało ) głoski "a" (zawsze sobie przypominam świetne słowo "wsoze", którym kiedyś w nocy obrzucał nas hojnie mieszkaniec podkieleckiej wsi , wymowa "um" zamiast "ą", mazurzenie itp kwiatki...
Aha, jedno, co mi się bardziej tam podoba, niż nie . Na wszystko, co jeździ, mówi się "sprzęt". Kiedyś w Kielcach byłem świadkiem, jak pytającemu o drogę kierowcy TIR-a powiedziano: "tym sprzętem tam nie dojedzie"
"Baniek" nie spotkałem - może nie rozmawiałem nigdzie poza Warszawą o bombkach.
Kolejki i ogonki - tak mi się wydaje - były równouprawnione.
Co do kaloszy... Właściwie, nie wiem. Raczej tak, ale teściowa, pochodząca z okolic nieco na wschód od Tłuszcza, nazywa ten przedmiot "gumakami". Inna rzecz, że oni tam - tak mi się czasem wydaje - nie mają jakiegoś ujednoliconego języka. Każdy nazywa rzeczy po swojemu - czy tak, jak mu się akurat (teść by powiedział: "jakurat" - z akcentem na ostatnią sylabę) wymówi - nie troszcząc się zanadto (po prostu nie dopuszczając innej ewentualności), czy go ktokolwiek zrozumie.
A właśnie. Odnośnie "zrozumie". Na (bliski) wschód od Warszawy (może nie wszędzie), powinno się chyba podobne zbitki "m i cośtam", wymawiać "mn i cośtam" - więc powinno być "zrozumnie", "ziemnia" i "mniał"
chrisfox
A co do Suwalszczyzny, po prostu (powtórzę za Mirkiem, trudno) urzekło mnie, wymawiane mięciutko "tamoj, ło", zamiast naszego oficjalnego "tam".
Janeczek
I oczywiście forma: niech idzie, weźmie to. Zamiast naszego: idź , weź.
maciejszkocki
Jeśli się nie mylę to w Krakowie brało się "tusz" a w Warszawie zwykły "prysznic".
W Krakowie podobał mi się szczególnie zwrot " idze, idze bajoku" - w czasach mojego dzieciństwa znaczyło to mniej-więcej "idźże, idźże już wariacie" w takim ciepłym znaczeniu.
Janeczek
W Krakowie są flizy a u nas glazura.
chrisfox
W Krakowie urocze są te wszystkie końcówki "-że" - chodźże, poczekajże, weźże... No i oczywiście słynny Buc
(że już nie wspomnę o "dupceniu")
Janeczek
Najsłyniejsze to chyba: klornet i idz ze, idz ze
Yorik
W Krakowie zauważyłem też akcentowanie wyrazów na ostatniej sylabie.
U nas na przykład w mowie potocznej zauważa sie forme przeszłą "my byli", "my chodzili", "my były", "my chodziły" (moja żona dostaje gesiej skórki jak to słyszy, ja też). A mi zawsze chce sie śmiać, bo przypominają mi się "Manewry miłosne" i Aleksander Żabczyński poprawiający ordynansa - Stanisława Sielańskiego: "śmy!".
Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"
W okolicach Tomaszowa (ale Lubelskiego ) spotkałem się natomiast z formą czasu przeszłego "bylim", "chodzilim" "pilim ". Tylko, że to kurka wodna takie wymieszane wszystko, że nie wiem czy to regionalizm, czy jakiś napływ. W każdym razie tam mówi się też na czosnek "cosnek" (Krzysiek! coś dla nas! ) a np. na garnek "baniaczek".
Podejrzewam, też że z tamtych wschodnich terenów może pochodzić słowo "badziewie" jako synonim rzeczy o marnej jakości, byle czego. Tam spotkałem się po praz pierwszy z tym określeniem na przełomie lat 80. i 90.
W tematach kulinarnych oczywiście krakowskie "bajgle" a nie "obwarzanki" (spotkałem sie też z formą "obarzanki").
Bułki "weka" też pamiętam, bo jako dziecku kojarzyły mi się zawsze ze słoikami.
Jako dziecko pamietam też z ust ludzi pamietających czasy c.k. monarchii
"huncfot" (to chyba krakowskie) i "baciar" (lwowskie). Oj psociło sie wtedy to i nasłuchało pod swoim adresem.
No i przypomina mi się występujący do dziś charakterystyczny przemyski zaśpiew mylony często z lwowskim "bałakaniem".
P.S.
Z tymi kolejkami i ogonkami, to tylko pragnę zauważyć, że u nas nigdy nie mówiło sie "ogonki". Zawsze "kolejki". Myślę, że "kolejki" upowszechniły się w całej Polsce z chwilą, kiedy "przejściowe" kłopoty z zaopatrzeniem zmieniły się w "długotrwałe" czyli na poczatku lat 80.
Pozdrawiam
chrisfox
Yorik napisał:
Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"
Ba, mój ojciec - rodowity warszawiak, nie to, co ja - do dziś czasem używa formy "po czemu?". Babcia wyłącznie tak mówiła, pamiętam.
Yorik napisał:
W okolicach Tomaszowa (ale Lubelskiego ) spotkałem się natomiast z formą czasu przeszłego "bylim", "chodzilim" "pilim ". Tylko, że to kurka wodna takie wymieszane wszystko, że nie wiem czy to regionalizm, czy jakiś napływ.
Tak się też mówi w okolicach Wyszogrodu. Może i gdzie indziej. W szkole podstawowej zresztą spotykałem te formy często wokół siebie, ale raczej były związane z pewnymi wzorcami podkulturowymi
Yorik napisał:
Podejrzewam, też że z tamtych wschodnich terenów może pochodzić słowo "badziewie" jako synonim rzeczy o marnej jakości, byle czego. Tam spotkałem się po praz pierwszy z tym określeniem na przełomie lat 80. i 90.
Do mnie ten wyraz też dotarł ze wschodu - z tym, że raczej bliskiego (jakieś 40 km od Warszawy - rodzina żony) - zresztą, muszę przyznać niemalże z zażenowaniem, sam go obecnie bardzo chętnie używam - ot, przenikanie kultur...
Pozdrawiam
(prawda, że fajny wątek wymyśliłem?)
Yorik
chrisfox napisał:
(prawda, że fajny wątek wymyśliłem?)
Ekstra.
Jeszcze kilka postów a zacznę mówić jak kaszebsku i odkryję w sobie górnośląskie pochodzenie. Mało tego. Dojdę do wniosku, że jestem jedynym żyjącym w Polsce Słowińcem, mającym tego pełną świadomość.
P.S.
Żona już dziwnie na mnie patrzy. Rozumieć nie mus,i bo i tak ma z tym problemy już od kilkunastu lat.
chrisfox
Jeszcze mi się jedno przypomniało. W kieleckiem, na targowisko mówi się "targowica" - i to określenie (także używane zupełnie oficjalnie, przez władze), spotykałem nawet sporo na południe od Częstochowy (niemalże pod Zawierciem). Jak to jest gdzie indziej?
Co do Krainy Latających Scyzoryków (bardzo przepraszam, taki napis można było jeszcze parę lat temu ujrzeć przy głównej ulicy w Radomiu - a może jest tam do dziś ), przypomniano mi też wyraz "duchówka" na określenie piekarnika (w kuchni węglowej).
Z tego, co mi teraz przychodzi do głowy, jest jeszcze kwestia "tylko, czy aby" (nie wiem, czy owo "aby" to jakiś łowicki regionalizm, czy odmienność miejsko-wiejska).
Aha, dziś zwrócono mi uwagę, że słowo "ogonek" jest już u nas (w Warszawie) raczej archaizmem - rzeczywiście, chyba go dawno nie słyszałem.
Janeczek
Nie wiem z jakiego regionu pochodził pewien cieśla, który kiedyś w Warszawie rzekł do swojego pomocnika - "Zabij goździa", "Zabij goździem" - a znaczyło to po prostu - "Wbij gwóźdź".
I innego typu regionalizm - jeszcze w latach osiemdziesiątych w Suwałkach w pierwszą środę po pierwszym i pierwszą po piętnastym nie sprzedawano gorzały. JARMARK.
burza
Świetny temat:) To ja też coś dorzucę. U nas na południu, w woj. śląskim mówimy nie tylko, że wychodzimy się "na dwór" ale też "na podwórko".
U nas są ziemniaki, a w Zakopanem - "grule".
Co do pewnego przyrządku kuchennego znanego pod nazwą "rogolki" u nas, gdzie indziej występuje on jako "rogulka" albo "fyrlok"
Jak dla mnie to dość zabawnie brzmi mowa typowo śląska, w Bielsku tego nie ma, ale mieszkańcy np. Katowic są częstymi gośćmi u nas i można posłuchać ich dialektu śląskiego. Tak samo w górach często przebywają i można podsłuchać ich sposobu mówienia - nie byłabym skłonna go użyć, ale osobiście podoba mi się. Zamiast "kosza na śmieci" mają "hasiok", zasłyszane w schronisku: "kaj idziemy?" - "do autobusa", "kto wypił to odniesie ta szklonka".
W Bielsku często używamy nazwy "wek" w rodzaju męskim na długą bułkę, natomiast w Gdańsku spotkałam się z nazwą "bułka paryska" albo "bułka wrocławska". Do tego nazwa "grysik" była obca dla ekspedientek gdy chodziło mi o "kaszę mannę."
chrisfox
burza napisał:
Świetny temat:) To ja też coś dorzucę.
Fajnie, że się odezwałaś Bardzo liczyłem na pomoc z zewnątrz - wszak nasz dzielny Yorik nie załatwi wszystkiego.
burza napisał:
U nas na południu, w woj. śląskim mówimy nie tylko, że wychodzimy się "na dwór" ale też "na podwórko".
No proszę, tego nie znałem.
burza napisał:
U nas są ziemniaki, a w Zakopanem - "grule".
U nas raczej też (ziemniaki, naturalnie - choć kartofle też bywają), na zachodzie (tym nieco bliższym) chyba raczej kartofle (czy - w Wielkopolsce - wręcz pyry). Chociaż - co do pyr - wcale się z tą nazwą używaną oficjalnie nie spotkałem.
burza napisał:
Co do pewnego przyrządku kuchennego znanego pod nazwą "rogolki" u nas, gdzie indziej występuje on jako "rogulka" albo "fyrlok"
A cóż to takiego? Chętnie bywam w kuchni, ale żadna z tych nazw nic mi nie mówi.
burza napisał:
Jak dla mnie to dość zabawnie brzmi mowa typowo śląska
Ja ją akurat zawsze lubiłem.
burza napisał:
w Gdańsku spotkałam się z nazwą "bułka paryska" albo "bułka wrocławska". Do tego nazwa "grysik" była obca dla ekspedientek gdy chodziło mi o "kaszę mannę."
W Warszawie "wek" raczej nic nikomu z miejscowych nie powie - już chyba prędzej wielkopolsko-wrocławska (chyba wrocławska, nie mam pewności) "szneka" czy wręcz "szneczka" - choć to raczej nie oznacza tego samego. U nas bułka wrocławska, to normalna podłużna bułka, paryska może być (przynajmniej po mojej stronie Wisły ) nieco bardziej wydłużona - coś trochę po drodze do bagietki. "Grysik" jest mi znany, ale wątpię, czy tak się u nas mówi - stanowczo raczej "kasza manna".
chrisfox
A znacie takie słowa, jak "śfanta" (święta - okolice Tłuszcza) "pociung" (odmienia się "do pociunga" - tamże), czy "śfynia" - koło Łukowa?
Yorik
chrisfox napisał:
Bardzo liczyłem na pomoc z zewnątrz - wszak nasz dzielny Yorik nie załatwi wszystkiego.
Krzysiek! Jestem naprawdę wzruszony
burza
Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku ) Jeśli "chętnie bywasz w kuchni" to sądzę, że już wiesz, o który przedmiot mi chodzi.
A co powiesz o "zakluczaniu drzwi"? Osobiście słyszałam takie wyrażenie kilkakrotnie, ale nie wiem z którego regionu ono pochodzi.
A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".
chrisfox
Ja też uważam, że temat jest fajny. Zawsze lubiłem różne gwary - przynajmniej przemieszczając się po kraju czułem jakąś odmienność - a wszak sposób mówienia to jedynie wstępny jej sygnał. Drażni mnie powolna, toporna unifikacja polszczyzny - zanikanie tych uroczych odmienności na rzecz jednej uniwersalnej, paskudnej mowy, bardzo niewiele mającej cech wspólnych z tym, co kiedyś nazywano "językiem literackim" Dziś zamiast literackiego, mamy już jedynie język telewizyjny
chrisfox
burza napisał:
Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku ) Jeśli "chętnie bywasz w kuchni" to sądzę, że już wiesz, o który przedmiot mi chodzi.
Teraz wiem
A jak się on u nas fachowo nazywa... nie mam pojęcia.
burza napisał:
A co powiesz o "zakluczaniu drzwi"? Osobiście słyszałam takie wyrażenie kilkakrotnie, ale nie wiem z którego regionu ono pochodzi.
Słyszałem. Pewnie to jakieś wschodnie, ale nie kojarzę skąd dokładnie.
burza napisał:
A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".
Kajzerki - ale nie jestem pewien, czy przypadkiem nie dotyczy to wyłącznie bułek z krzyżowym wgłębieniem na górnej powierzchni. Sam się waham, czy nazwać kajzerką bułkę, która tego nie ma - tu używam bezpiecznej formy "bułeczki". Chyba, że są razowe - wtedy raczej "grahamki" (tak przynajmniej mówiła Babcia).
Yorik
burza napisał:
Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku ).
He, he, u nas na to mówią "kołtuszka" (przynajmniej z takim określeniem się spotkałem). Nawet mam gdzieś coś takiego w otchłaniach kuchennych szuflad). Można to ustrojstwo kupić na targu razem z różnymi innymi ciekawymi rzeczami. Jeszcze. Pamietam też, że można to było robić z.. choinki. Przed wyrzuceniem choinki odcinało sie czubek z gwiaździście odchodzącymi gałązkami, obcinało sie gałązki i wychodziło coś zbliżonego. Znajomy tak robił. Widać nic nie mogło się zmarnować w biednej Galicji.
Przypomniało mi się tez coś z Kujaw. Mój krewny, którego część rodziny stamtąd pochodzi, twierdzi, że tam jest zwyczaj... słodzenia zup a nie solenia.
Nie wiem. Nie próbowałem
A co drodzy warszawiacy powiecie na słowo "wichajster", ponoć dość kiedyś powszechne w stolicy, a oznaczające bliżej nieokreślony przyrząd?
burza
Zgadzam się z Tobą, Chrisfox, zanika gwara i dialekty. U nas sporo ludzi wstydzi się używania gwary śląskiej, będąc w innych zakątkach kraju. Spotkałam się z faktem, że w kilku rejonach nie lubią ślązaków i ich "zaciągania". Jednak każdy sposób mówienia ma w sobie urok, zespajając mieszkańców z ich regionem i wyróżniając ze społeczeństwa. Myślę, że to powinno się cenić i pielęgnować.
W takim razie może wrzucę ciekawy link z przykładami wyrazów śląskich i powiedzonkami śląskimi. Nieźle się przy nim można ubawić
http://www.slownik_slaski.itatis.pl/
Yorik
chrisfox napisał:
Yorik napisał:
A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".
Kajzerki - ale nie jestem pewien, czy przypadkiem nie dotyczy to wyłącznie bułek z krzyżowym wgłębieniem na górnej powierzchni. Sam się waham, czy nazwać kajzerką bułkę, która tego nie ma - tu używam bezpiecznej formy "bułeczki". Chyba, że są razowe - wtedy raczej "grahamki" (tak przynajmniej mówiła Babcia).
Kajzerki to bułki z czterema lub pięcioma nacięciami.
Zawsze przypominaja mi się "chrupiące bułeczki ministra Krasińskiego" (co ta komuna z człowiekiem zrobiła!).
A czy u Was też na pszenną, słodką, plecioną bułkę z kruszonką mówi się : "chałka"?
chrisfox
Wichajster rzeczywiście oznacza coś... no, po prostu coś. Dziś to raczej archaizm, ale brzmi pięknie. W odróżnieniu od czasem go tu i ówdzie zastępującego "dynksu", czy "dynksika" (ludzie kochani, przecież to jagodzianka, dykta, denaturat - jak tak można!). Pewien mój znajomy zamiast "wichajster" mówił "brzdryngiel" - ale to już chyba jego oryginalna twórczość Nie prościej powiedzieć "takie cóś?".
Chałka - oczywiście, tak. W czasach minionych oficjalna nazwa brzmiała "chała zdobna".
burza
U nas "chałka" to pleciona bułka słodka, jest np. o smaku rumowym:)
chrisfox
Macie dobrze...
Dziękuję za link, niestety, będę musiał chyba odpalić inną przeglądarkę - pod moim firefoxem nie działają odnośniki do tłumaczeń Strona - jak napisano - w budowie, na pewno sie poprawią.
Czy mi się zdaje, czy na razie najwięcej uciechy dostarcza nam obszar słownictwa związanego z jedzeniem?
(aż zgłodniałem)
Yorik
chrisfox napisał:
Wichajster rzeczywiście oznacza coś... no, po prostu coś. Dziś to raczej archaizm, ale brzmi pięknie.
Dzisiaj na takie "cóś" coraz częściej mówi się pardon: "pierdolnik" niestety.
Natomiast znajomy krakus, który przez pewien czas pracował w kopalni na Śląsku wspominał, że jego brygadzista Ślązak, kiedy chciał żeby mu coś podać nie mówił "daj łopata", "daj kilof" tylko "daj mi tego onego". I skarżył się, ze nigdy nie wiedział o co chodzi, czym powodował gniew brygadzisty.
Natomiast słowo chała jak sądzę pochodzi od pewnego języka, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był powszchnie znany na ulicach i targach małych miasteczek w Galicji i Kongresówce
chrisfox
Z obszarów zbliżonych do Śląska (i z samego Górnego Śląska), zapamiętałem powtarzane często - wyraźnie niemieckiego pochodzenia - "ja" (w Wielkopolsce oczywiście "tak"), a z okolic nieco bliższych Opolu (Olesno, Lubliniec), odmianę słowa "on" - dopełniacz tam brzmiał "onego". Spotkałem się też tam ze świetnym słowem "przyporek" (po naszemu rozporek).
chrisfox
Yorik napisał:
Dzisiaj na takie "cóś" coraz częściej mówi się pardon: "pierdolnik" niestety.
Oj, znałem pewnego Pana Kazia (właściciela nie całkiem chyba legalnego warsztatu samochodowego ), który na wszystko, czego nie potrafił nazwać (czyli na każdy wichajster) mówił "o, tam jest taki ch...".
Yorik napisał:
słowo chała jak sądzę pochodzi od pewnego języka, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był powszchnie znany na ulicach i targach małych miasteczek w Galicji i Kongresówce
Tu się z pewnością nie mylisz. Jest to przecież zresztą jeden z narodowych specjałów.
burza
Znam słowo "pierdolnik" z Gdańska, gdzie moja rodzinka używa go, do nazywania jakiejś małej podręcznej rzeczy, której nie umie się w danej chwili określić - np. " no taki mały pierdolnik przy śrubce" (gdy chodzi o nakrętkę).
U nas na południu mamy "zazdrostki" czyli małe firanki wieszane od około 1/4 okna w dół, szczególnie w kuchni. Jakie jeszcze znacie nazwy na takie firaneczki ozdobne?. Od babci wiem, że służyły kiedyś do podglądania co robi sąsiad/ka
Moja babcia używa też słowa "juszka" do określenia wywaru na zupę.
PS. Odnośnie linka to wytłumaczenia zaczynają się dopiero od 6 stronki.
chrisfox
Nie wiem, jak dziś - czytałem, że przed wojną w Wielkopolsce zupełnie niewinnie używano marnie dziś brzmiącego słowa "pierdolić" - w znaczeniu "bredzić", "opowiadać głupoty" (po śląsku to chyba będzie "fanzolić", u nas "chrzanić").
Co do zazdrostki, spotykam to słowo u nas. Kiedyś słyszałem wręcz "zanawieska", ale nie jestem pewien, czy nie było to celowe zniekształcenie - choć wydaje się mieć co nieco wspólnego z rosyjskim (a w końcu mieszkam na wschodzie), więc może? "Juszki" nie znam.
Jeszcze po kielecku Babcia na określenie obcisłego ubrania (nie jestem pewien, czy chodziło konkretnie o bluzkę, czy bardziej ogólnie o cokolwiek), używała słowa "ochlistuszek" - bo takie to "ochliśnięte". W okolicy Starachowic egzystowało też dziwne słowo na określenie (nie jestem do końca pewien) niewielkich skrawków ziemi, czy też wręcz bruzd na polu - "grąbki" (to oficjalnie - tam mówiono "grumpki" - tytułując tak, zresztą niezbyt życzliwie, mieszkańców sąsiedniego Wąchocka).
burza
Na południu można spotkać też takie zwroty, jak cudzić - ciągnąć za włosyzakutać - wymieszać zaonacyć - zaczepić (to z żywiecczyzny) albo obyrtać - obracać, kręcić.
Na włosy mówi się u nas czasem szkuty, na brzuch - bandzioch, kałdun; jak coś śmierdzi to capi kuje albo troli.
Ubrudzić się to u nas "ukidać się, ufajdać albo urąbać".
chrisfox
To obyrtanie pewnie ma coś wspólnego z oberkiem - albo odwrotnie.
Włosy czasem - dość niesympatycznie - nazywane są kudłami. Nie wiem, czy to regionalne, czy ogólnopolskie. Wyraz chyba jakiegoś obcego pochodzenia (coś czytałem, ale nie pamiętam). Brzuch - kiedyś - w Warszawie nazywało się walizką (dziś jakoś mniej to słyszę). "Urąbać się" (bardziej "narąbać") - raczej dość łagodnie - używane jest w odniesieniu do upojenia alkoholem.
Yorik
chrisfox napisał:
To obyrtanie pewnie ma coś wspólnego z oberkiem - albo odwrotnie.
Brzuch - kiedyś - w Warszawie nazywało się walizką (dziś jakoś mniej to słyszę).
W okolicach Tomaszowa Lub. spotkałem sie z określeniem brzucha (w znaczeniu duży brzuch) "wancioł".
U nas mówi się też "bebech" ale to chyba ogólnopolskie.
W podrzeszowskich wioskach gwarowo czasem mówią nie: "przywiozłeś", "przywiozłaś" ale: "przywiezłeś", "przywiezłaś" .
Poza tym przypomniała mi sie charakterystyczna warszawska (może mazowiecka) wymowa "li": "palywo" (paliwo), "rozwalyć"(rozwalić).
Kiedyś w Warszawie mówiło się też chyba wziąć kogoś "za wszarz" czyli za włosy. Na kogoś niezaradnego: "z miasta ście a d... ście".
chrisfox
Yorik napisał:
przypomniała mi sie charakterystyczna warszawska (może mazowiecka) np. "palywo" (paliwo), "rozwalyć"(rozwalić).
Moim zdaniem, źle to wszystko jest pisane - akcentuje się obecność tego "y", a dla mnie ważniejsza jest charakterystyczna wymowa "l" (nie do zapisania) - lekko "cofnięta" i jakby z delikatnym akcentem na tej głosce. A owo słynne w całym kraju "y" (raczej warszawskie, niż mazowieckie - chyba), jest w istocie czymś pośrednim między "y", "i" a nawet czasem jakby z domieszką "e" (ja to w każdym razie tak słyszę). A w ogóle, kto dziś ma taki akcent? Owszem, parę razy słyszałem, ale to już chyba zanika.
Z osobliwości mazowieckich (przynajmniej według moich obserwacji nie wyłącznie warszawskich), chętnie dodam słówka "nasz" i "wasz" (u nasz, u wasz). Nie wiem, jak po zachodniej stronie Wisły, ale w Kobyłce, czy Wołominie tak się wciąż mówi.
"Przywiezłam" gdzieś słyszałem i chyba nie było to na Podkarpaciu - jakoś nie mogę skojarzyć, gdzie.
chrisfox
Yorik napisał:
Kiedyś w Warszawie mówiło się też chyba wziąć kogoś "za wszarz"
Albo wręcz "za wsiarz"
Yorik
chrisfox napisał:
Z osobliwości mazowieckich (przynajmniej według moich obserwacji nie wyłącznie warszawskich), chętnie dodam słówka "nasz" i "wasz" (u nasz, u wasz). Nie wiem, jak po zachodniej stronie Wisły, ale w Kobyłce, czy Wołominie tak się wciąż mówi.
A to bardzo ciekawe zjawisko, które kiedyś wyjaśniał mi polonista. Otóż to było spowodowane nadgorliwą, nieporadną próbą uniknięcia mazurzenia.
W ten sposób "s" nawet tam gdzie być powinno, zamieniało się w "sz".
Przykładem w literaturze jest lokaj Wokulskiego w "Lalce" (dawno czytałem).
W radomskiem spotkałem się z czymś odwrotnym. Zamiast "warsztat" mówiono: "warstat".
No i oczywiście warszawski "szemrany" (nawet "siemrany" - tak jak napisałeś Krzyśku brakuje odpowiedniej głoski ). Od tego nawet powstał dziwotwór - słowotwór: "siemraniec" - na kogoś z półświatka, z pogranicza marginesu.
chrisfox
No tak, na identycznej zasadzie dziś niektóre osoby pojawiające się - niestety - w mediach, próbują hiperpoprawnej wymowy źle im się kojarzącej końcówki "om". I potem mamy w telewizorze takie potworki - "Francuzą", "Włochą"... (rany, jakoś to ostatnie obrzydliwie mi się kojarzy - idę spać ).
Zbig
Co do „wihajstra” to chyba odchodzi on z reszta niemieckich określeń techniczno-rekwizytwoych. Sam go chętnie używam a polska kalka byłaby za długa: „Jaknazywasięon” .
To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.
Yorik
Zbig napisał:
To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.
W latach siedemdziesiątych była akcja wprowadzania jedynie słusznych i "prawidłowych" określeń na narzędzia.
Pamietam, ze zamiast "hebel" miało się mówić "strug", zamiast "śrubokręt"- "wkrętak", a zamiast "imadło" - "trzymak". Facet od zajęć praktycznych za pomyłki stawiał nieprawdopodobne ilości dwój. Mineło tyle lat a ja dalej mówię hebel i śrubokręt.
P.S.
Ale np. "rozrusznik" sie przyjął (zamiast "starter") i gaźnik też (zamiast "karburator"). Język jest żywy. Zmienia się szybciej niż my postrzegamy.
Dzisiaj zamiast gaźnika mamy "sterowany elektronicznie wtrysk wielopunktowy".
chrisfox
Z narzędziami rzeczywiście trochę się pozmieniało. Dorzucę mesel (przecinak), hamer (młotek - nawet klepanie starzy fachowcy nazywali niekiedy hamrowaniem), buchwel lub wręcz bukwel (brzeszczot, piłka do metalu), bor/bormaszyna (wiertło/wiertarka)... Jakieś nieznane mi bliżej urządzenie nazywano "flachajzą" a inne "flachcęgami". Zamiast spawać, kiedyś "szwejsowano" (jeszcze nawet po tym, co się działo 1976 roku w Ursusie, słyszałem gdzieś piosenkę o przyszwejsowaniu pociągu do szyn), skrobanie nazywało się "szabrowaniem" a służący do tego skrobak - "szabrem". A co do imadła, ponoć kiedyś (osobiście nie słyszałem) używano nazwy "śrubstak".
Janeczek
Jak najbardziej - śrubsztak to imadło, krępcęgi - później giętki, były to cęgi do wyginania rurek elektrycznych, autogen - palnik acetylenowy, lutlampa - lampa lutownicza, dornik - punktak, sztamajza - dłuto, krajzega - piła tarczowa, kolba - lutownica, laubzega - piłka włośnicowa.
Natomiast na kolei : brek - pomost hamulcowy, weksel - zwrotnica, smoczek - inżektor.
A mnie się zawsze bardzo podobało nazywanie parowozów tendrzaków - "kusymi".
Zostało to nawet oficjalnie uznane przez PKP i w oznaczeniu serii parowozu tendrzaka - środkowa duża litera K oznacza KUSY, np TKh 100. A w latach dwudziestych tego typu parowozy nazywano TANKAMI.
chrisfox
Faktycznie, gięcie jakichś elementów (rur, prętów) do dziś (nawet chyba niemalże oficjalnie) nazywane jest krępowaniem.
Offline
administrator
Oj, zmachałem się - a po trzeciej trzeba wstać i udać się na małą przejażdżkę
Co złego, to nie ja - w tekście nie wprowadzałem (przynajmniej świadomie ) żadnych korekt. Jest, jak było. Wywaliłem jedynie avatary i stopki - z przyczyn technicznych.
Offline
Moderator
Wielkie dzięki Krzysiu. Pozdrów Poznań.
Offline
administrator
Cóż, spróbuję Wprawdzie oni mnie tam jakoś nie lubią za te litery na białej blaszce, ale...
(no dobrze - może i nie tylko za litery - ale, jak jest miejsce, to trzeba jechać - ja człowiek wschodu )
Offline
administrator
Pojechałem i mam!
(takie zdjątko)
To jest napisane po regionalnemu...
Przy okazji, zacytuję z pamięci pewną fraszkę - bardzo niedokładnie, bez jednej linijki, której nijak sobie nie przypominam:
W Szwecji wszystko po szwedzku
W Grecji wszystko po grecku
W..................
W poznańskiem - po niemiecku
Offline
administrator
Wspomnień ciąg dalszy:
burza
Zbig napisał:
To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.
Pewnie wzięto tą nazwę jako zapożyczenie z angielskiego: rucksack - plecak
Janeczek
U nas ta "ambrozja" nazywana jest alpagą, alpażką, bełtem, berbeluchą po spożyciu,której następuje naturalny odruch i się rzyga bądź puszcza pawia. W okolicach Lublina napój ten jest zwany prytą, po której się wioka.
Regionalnie w okolicach Skierniewic bardzo nieładnie mówi się: "zejszczał'. Pracowałem kiedyś z kilkoma goścmi z tamtych stron, którzy się tak wyrażali. Tak to denerwowało innego mojego kolegę, który usłyszawszy słówko "zejszczał" zapytywał - "a przypadkiem się nie zejsrał"
chrisfox
Oj, dobre
Aż mi to przypomniało. Bardzo ciekawe spostrzeżenia odnośnie - tym razem - Podhala, można znaleźć w fajnej skądinąd książeczce Antoniego Kroha "Sklep potrzeb kulturalnych" (to taka wczesnosocjalistyczna nazwa księgarni ). Autor - warszawiak - z przyczyn bodajże zdrowotnych, spędzał młode lata w Bukowinie. Co też on tam pisze - o języku, obyczajach... Spojrzenie miał świeże, jako ktoś zupełnie z zewnątrz - a zarazem obserwacje dość kompletne, bo mieszkał tam i chodził do szkoły. Książka swego czasu wywołała w tamtejszym środowisku niezłe zamieszanie, jako strasznie obrazoburcza. Wykazał w niej między innymi, że zbójnicki nie jest tańcem oryginalnym, tylko spreparowaną przez ludzi z zewnątrz podróbą z początków XX wieku. Gdyby komuś wpadło to w rękę, szczerze polecam.
Jeden z kwiatków:
Stara góralka wspominała chłopca, który się do niej w czasach strasznej biedy zalecał. Nie była pewna, czy chodziło mu o nią, czy o jej kierpce. Potem okazało się, że jednak o nie - dopiąwszy swego, zeżarł wspomniane obuwie i znikł z jej życia
Jeszcze co się tyczy "wina". W moim środowisku funkcjonowała jeszcze nazwa "kwas" (oczywiście, od dwutlenku siarki). Nieraz w towarzystwie, gdzie krążyła butelka słyszało się pytania: "kto teraz kwasi?". No i oczywiście potem człowiek był zakwaszony Aha, nieco już później - w sytuacji wzrostu zagrożenia jądrowego z RFN - pojawiła się nazwa "perszing".
Yorik
burza napisał:
Zbig napisał:
To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.
Pewnie wzięto tą nazwę jako zapożyczenie z angielskiego: rucksack - plecak
Może być tez z rosyjskiego gdzie plecak to "riuksak".
Z technicznych przypomniało mi się, że jeszcze do dziś na "przyspawać" mówi się "heftnąć". Piłeczka włosowa (której tak często używał A. Słodowy) to była "laubzega". Na farbę do malowania metalu mówiono też "szerlak".
Co do nieprzyjemnych odruchów wymiotnych, ktoś mi mówił, że na Śląsku w okolicach Raciborza "sie strunca". Czyli po wypiciu "wina prostego" karlus mówił "bede struncał".
Słowo "rzygać' nabrało zabarwienia wulgarnego chyba stosunkowo niedawno, wszak w architekturze ozdobne zakończenia rynien do dziś nazywa się poprawnie "rzygaczami".
U nas na wódkę mówi się też "paciara", a na wino "la patique" mówiło się "kwasior" albo "kwach". Z tym, ze te nazwy o których mówi Janeczek tez były znane.
Widzę, że Krzysiek z "kwasem" już mnie ubiegł
Zakwaszona to jeszcze niedawno cała Polska była
chrisfox
Uciekło mi
Rücksack to chyba po niemiecku coś jak "tylny worek"?
burza
U nas w znaczeniu "rzygać" używa się "heftować" albo "puszczać pawia".
Natomiast słowo "laubzega" używaliśmy w liceum, nazywając tak surowych i wymagających nauczycieli.
chrisfox
Dziś moje dziecko mówi "bełtać" - ale mnie się to nie podoba
Janeczek
Na wino marki "Wino" z charakterystycznym dużym, zamaszystym W na etykiecie - mówiono " z podpisem Gomułki".
A z puszczaniem pawia, to jest tak - jak go puścisz będac w tzw. pozycji horyzontalnej na wznak - to się nazywa "wykonał wieloryba". Oczywiście zamiast wykonał, możną lub nawet należy użyć uniwersalnego w języku polskim czasownika, wymienianego kilka pozycji wcześniej...
Yorik
burza napisał:
U nas w znaczeniu "rzygać" używa się "heftować" albo "puszczać pawia".
U nas też "haftować".
chrisfox
Janeczek napisał:
nawet należy użyć uniwersalnego w języku polskim czasownika, wymienianego kilka pozycji wcześniej...
Jak tak dalej pójdzie, za sto lat w języku polskim będzie pewnie tylko ten jeden, wysoce uniwersalny czasownik, a znaczenie będziemy - jak Chińczycy - rozpoznawać po sposobie wymowy i kontekście.
Yorik
Może będzie zamienny z innym, jeszcze nie wymienianym w tym temacie,
Niech sie tym martwią nasze praprarapra. Ja swój kod genetyczny "zapodałem" gdzie trzeba.
A teraz muszę ziemniaki obierać i nie mam czasu na głupoty...
eMeS
Yorik napisał:
Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"
Jakiś czas temu byłem świadkiem uroczego dialogu:
- Na ile te brzoskwinie?
- Na sztuki.
Kiedy tak czytam Wasze posty, przypomina mnie się jedna z najlepszych scen filmu p.t. "Nie lubię poniedziałku", w której pewien barwny komitet powitalny oczekuje na gościa z USA (albo Kanady, nie pamiętam, w każdym razie z jednego z krajów zgniłego zachodu). Jest tam wspaniała babcia, która wybornym wręcz akcentem woła co raz: "to łon, to łon! (...) iiii, to nie łon!" Śmieję się do rozpuku, gdy tylko trafiam na tę scenę.
Pozwolę sobie opowiedzieć jeszcze dowcip - jest a propos, więc może nie popełnię żadnego nietaktu:
- Mody, skocz po halba!
- A co to halba?
- Mosz recht chopie, przyniś dwie...
Za wszelakie przeinaczenia przepraszam
chrisfox
A właśnie - "chopie". Słyszałem to wielokrotnie w wykonaniu kolegów z Podkarpacia - wcale nie Ślązaków jakby się mogło zdawać...
Janeczek
A z narzędzi to jeszcze były: szlagbor - wybijak, szlauchwaga, wasserwaga.
Ale jedna rzecz jest zastanawiająca - jak fachowcy używali wasserwagi to ściany były równiuteńkie a jak poziomnicy to ani pionu, ani poziomu, ani winkla - o jeszcze WINKIEL się przypomniał.
chrisfox
Właśnie - szlauch (po polsku - wąż ). W mowie mojego teścia (i nie wiem, na ile to jego wrodzone/nabyte niechlujstwo a na ile regionalizm z okolic Wyszkowa), egzystuje to jako "szlałf".
Przy okazji - jaką formę wolicie: "taczki", czy "taczka". Mnie uczono, że mimo iż przedmiot jest jeden, nazywamy go w liczbie mnogiej - ale na północny wschód od Warszawy raczej już tak nie uważano.
Yorik
chrisfox napisał:
A właśnie - "chopie". Słyszałem to wielokrotnie w wykonaniu kolegów z Podkarpacia - wcale nie Ślązaków jakby się mogło zdawać...
A... nie słyszałem. Ale to wszystko się tak przemieszało, przewaliło, "przekitrasiło", że teraz trudno zgadnąć.
Dla przykładu przeżyłem szok, kiedy dowiedziałem się od koleżanki z Mielca, że na wigilię jedzą barszcz biały. Barszcz biały z tego co wiem na wiliję jadało się na kresach. Koleżanka twierdzi, że z kresami nijakiego związku nie mają. Może i mają ale zapomnieli. Barszcz biały pozostał. Wszak Mielec to COP (wiadomo - Łosie) a potem miasto podporzadkowane zbrojeniówce. Stąd to przemieszanie wszystkiego ze wszystkimi. Bedąc kilkanaście lat temu na weselu w Mielcu u mojego kumpla poznałem nawet mielczan z pogranicza polsko-ukraińskiego.
W latach osiemdziesiątych zapanowała moda na kutię. Kto żyw (pardon) napieprzał kutię w święta, bo to taki powrót do tradycji kresowych. Do dziś robi się ten przysmak w domach, w których wcześniej nie było o tym pojęcia, zapominając np. o strudlu.
Pokitrasiło się.
P.S.
Temat kolejowy. "Bałaj" - pociąg na linii Przeworsk - Bełżec (ten sam), charakteryzujący się niską prędkością i wagonami przed kasacją. Ale za to można było w okolicach Siedlisk Tomaszowskich zobaczyć granicę polsko radziecką z odległości ok. 200m (wieże sistiemy i czerwono-zielone słupy graniczne).Do tego prawdziwy parowóz, czasem zastępowany "spalinówką". Odlot. Bardziej hardcorowy był tylko pociąg relacji Przemyśl - Ustrzyki Dln. przez Chyrów.
chrisfox
Owo "chopie" słyszałem od mieszkańców okolic - bodajże - Przeworska, czy Jarosławia. A kutia rzeczywiście się rozpowszechniła (w latach dziewięćdziesiątych?) - już chyba nawet moja żona to czasem fabrykuje
Wymieszało się bardzo - i nieraz (pomijam skutki wycieczek z modnego kiedyś cyklu "Wisła") dość dziwnie. Do niedawna np. żyłem w przekonaniu, iż znakomita część wrocławian ma korzenie zabużańskie - tymczasem okazuje się (jakiś czas temu trafiłem na ciekawą statystykę), że wyraźnie więcej było tam po wojnie warszawiaków i ludzi z Polski centralnej.
maciejszkocki
A był tu już śląski "ciul" czy przegapiłem?
No i "heiss" vel "hajs" czyli ogrzewanie.
chrisfox
Nie, z "ciulem" byłeś pierwszy
Co do ogrzewania (i "hajcowania" - palenia), jest to logiczne. Ale skąd się wzięło słowo "hajc" na określenie pieniędzy?
eMeS
Na Kresach słyszałem jeszcze o "bacharce", czyli naszej puszce po konserwie.
"Hajs" (pieniądze) popularny jest wśród młodzieży (najczęściej tej ubranej w trójpasiaste wdzianka), ale jest również określeniem z grypsery.
Zresztą grypsera to także "drobna róznica regionalna" (tylko że z dość specyficznego regionu), skądinąd bardzo interesująca.
Janeczek
chrisfox napisał:
W mowie mojego teścia (i nie wiem, na ile to jego wrodzone/nabyte niechlujstwo a na ile regionalizm z okolic Wyszkowa), egzystuje to jako "szlałf".
Przy okazji - jaką formę wolicie: "taczki", czy "taczka"
Przy okazji, przy byle jakiej okazji jak kochany Teściunio zasiądzie do komputera i ujrzy co o nim kochany Zięciunio wypisuje, to przy najbliższej wizycie Zięciunia będzie czekać HONOROWE miejsce na taczuszce badź taczuszkach.
Offline
administrator
Dalej:
chrisfox
Eee tam... Przy różnych okazjach przekazuję mu - bez pośrednictwa Ogólnoświatowej Sieci - ciekawsze rzeczy
No to jak w końcu z tymi taczkami?
(parafrazując nieco pewną reklamę, niedługo pewnie będę mógł powiedzieć: "dziś sam jestem teściem, więc..." itd.) Trudno, trzeba pewnie będzie i przez to przejść
Aha, spotkaliście się może przy określaniu kierunków ze zwrotami "w lewika", czy "w prawichę"? Czy to regionalne (Płońsk-Wyszogród), czy po prostu takie sobie?
Janeczek
Nie zawsze jest tak źle z teściami. Ja znam wręcz przykład jakże odmienny.
Pewna kobieta miała czterech synów. Oczywiście, każdy z nich w swoim czasie ożenił się. Matka każdą z synowych obdarzyła gorącą, matczyną miłością o czym dobitnie świadczą pieszczotliwe określenia, które nadała każdej z nich. Podaję w kolejności alfabetycznej:
Koszarówa,
Mongolica,
Niemra,
Ruda Małpa.
Wszelkie podobieństwo do osób jest nie przypadkowe.
chrisfox
Janeczek napisał:
Nie zawsze jest tak źle z teściami.
Słyszałem o tym, słyszałem.
Zuzi@
maw napisał:
A był tu już śląski "ciul" czy przegapiłem?
No i "heiss" vel "hajs" czyli ogrzewanie.
No proszę mój region ma piękną opinię . No cóż... Właściwie taka prawda, że u nas na Śląsku mozna sobie takich rzeczy posłuchac.
A takie moje pytanie (tylko prosze nie odbierajcie tego jako zarzut). Ostatnio słyszałam, że ludzie z innych części Polski nie lubią Ślązaków.I, że często spotykamy się z pewna dyskryminacją. Osobiście nigdy czegos takiego nie doświadczyłam ( a może wręcz przeciwnie ), ale zdarzało sie słyszec o czyms takim... Dlaczego tak właściwie jest?
No i jeszcze jedno- podróżujac ostatnio po Polsce zwracam uwage na akcent . Nie wiem czemu, ale zawsze mnie to interesowało. Podobno własnego akcentu się nie słyszy, a mimo to jest. Czy w przypadku ludzi z woj. śląskiego jest to tak bardzo widoczne (nawet wśród tych, którzy nie posługują się gwarą, ani specjalnie nie starają się wykorzystywac regionalnego akcentu)?
WERTTREW
Zuzi@ napisał:
A takie moje pytanie (tylko prosze nie odbierajcie tego jako zarzut). Ostatnio słyszałam, że ludzie z innych części Polski nie lubią Ślązaków.I, że często spotykamy się z pewna dyskryminacją. Osobiście nigdy czegos takiego nie doświadczyłam ( a może wręcz przeciwnie ), ale zdarzało sie słyszec o czyms takim... Dlaczego tak właściwie jest?
Mnie się wydaje raczej, że to nasza "warsiawska" okolica uchodzi za najbardziej znienawidzoną ...
Cóż , wszystko zależy od człowieka. Mnie przykładowo jest kompletnie obojętne czy ktoś jest z Pomorza, Śląska, czy Podlasia - ważne byśmy na tej samej fali nadawali!
A co do tego, że nie doświadczyłaś tego typu "dyskryminacji" na sobie. Dyskryminować, młodą, piekną kobietę? Któż by się odważył!
Yorik
Wróćmy do regionalizmów.
Często potocznie na coś łatwego do zrobienia, mówi się "proste jak budowa cepa". Cep jak cep ale mało kto wie z czego jest zbudowany. Otóż w moich okolicach na części cepa mówi się:
"dyrdok" - ta część za którą sie trzyma,
"bijok" - ta część króra młóci,
"gacek" - element łączący "dyrdoka" z "bijokiem"
Poza tym spotkałem się w okolicach na określenie załatwienie czegoś uczciwie, bez przepłacania: "po katolicku". Np. "tylko wyceń to po katolicku", albo "dogadamy się po katolicku".
chrisfox
Zuzi@ napisał:
Ostatnio słyszałam, że ludzie z innych części Polski nie lubią Ślązaków.
Tak słyszałem, niejednokrotnie. Rzekomo ma to być reakcją na "śląski szowinizm". Nie bardzo mam pojęcie w czym rzecz, bo sam swego czasu niemalże na Górnym Śląsku mieszkając (więcej, niż w Warszawie), nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Być może chodzi tu o silną jednak odrębność kulturową Śląska, pojawiające się tam dążenia do autonomii, a może też (a może przede wszystkim?) wzajemne wspieranie się Ślązaków przebywających poza swą małą ojczyzną. Ja - jako reprezentant wyjątkowo w Polsce znienawidzonej Warszawy - wcale bym sie tym nie przejmował. Ludzie czyniący z idiotycznych stereotypów swój światopogląd, nie zasługują na poważne traktowanie.
Zuzi@ napisał:
No i jeszcze jedno- podróżujac ostatnio po Polsce zwracam uwage na akcent . Nie wiem czemu, ale zawsze mnie to interesowało. Podobno własnego akcentu się nie słyszy, a mimo to jest. Czy w przypadku ludzi z woj. śląskiego jest to tak bardzo widoczne (nawet wśród tych, którzy nie posługują się gwarą, ani specjalnie nie starają się wykorzystywac regionalnego akcentu)?
Ja na akcent jestem bardzo czuły - nieraz po krótkiej rozmowie z kimś, nieźle określam region, z którego ta osoba pochodzi. Śląska wymowa jest dość charakterystyczna i może się "rzucać w oczy" (uszy ). Własnego akcentu nie słyszę, ale podejrzewam, iż z racji, że wychowałem się w domu, gdzie z reguły mówiono całkiem neutralną polszczyzną, takowego charakterystycznego raczej nie posiadam. Nawet nad tym czasem boleję (bo gdzieś się zagubiła moja odrębność), ale nie zacznę z tego tylko tytułu od jutra mówić "po warszawsku"
chrisfox
Yorik napisał:
spotkałem się w okolicach na określenie załatwienie czegoś uczciwie, bez przepłacania: "po katolicku". Np. "tylko wyceń to po katolicku", albo "dogadamy się po katolicku".
Oj, żeby Ci tylko nie zarzucono rasizmu
Podejrzewam, że naprawdę może to być pozostałością czasów, gdy w celach marketingowych pisało się "Goldblum i Sztajn - Firma Katolicka". A co do firm katolickich - Babcia miała sklepik, w którym na widocznym miejscu stało coś w rodzaju kapliczki - i ponoć tak robili wówczas wszyscy (katolicy ).
balcerek
A moja żona (pochodzi z Baranowa Sandomierskiego) piecze nie ciasto tylko placek i nie ważne czy to jest sernik, babka czy makowiec.
A 24 XII w tamtych rejonach prezenty przynosi nie św. Mikołaj a gwiazdka. Natomiast w Poznaniu do dzieci przychodzi gwiazdor.
Parę lat temu byłem na SPR w Poznaniu i graliśmy w tysiąca. Okazało się że u Poznaniaków meldunek pików jest najwyzszy a najniższy to są kiery.
chrisfox
U mnie w domu (Mama pochodzi z kieleckiego), też zawsze był placek. Dopiero po ślubie dowiedziałem się, że to ciasto
Yorik
A spotkaliście się z plackami o nazwie "proziaki"? To miejscowy odpowiednik podpłomyka. Takie owalne placki pieczone na blasze kuchni węglowych.
A co do postrzegania Ślązaków, myślę, że to taka reakcja na ich dumę z własnej odmienności i niezależności. Pozostałość po czasach kiedy wszystko miało być takie same.
A znienawidzona "warsiawka" to odpowiedź na cwaniactwo warsiawiaków w pierwszym pokoleniu. Kojarzy się z chamstwem i obcesowością. Niestety.
Opinie taką też tworzą kierowcy. To co wyprawiają samochody z literką W na drogach budzi szczere oburzenie. Zawsze jak mijam Radom widać, ze do stolicy pozostał niewielki dystans. Podkreślam, że nie jest to moje odosobnione zdanie.
Ale nie o tym miało być... Bo poruszymy lawinę psująca temat.
chrisfox
Nie. U mnie coś podobnego określano swojsko brzmiącym słowem "maca"
Yorik
chrisfox napisał:
Nie. U mnie coś podobnego określano swojsko brzmiącym słowem "maca"
A krew chrześcijańskich niewiniątek dodawali?
Maca jest z przaśnego ciasta. Proziaki - podpłomyki z drożdżowego. Coś jak spód pizzy.
WERTTREW
Dajcie spokój - głodny jestem ....
chrisfox
Yorik napisał:
chrisfox napisał:
Proziaki - podpłomyki z drożdżowego. Coś jak spód pizzy.
Eee... Takich specjałów to u nas nie było
Krwi do macy nie dodawaliśmy - chyba nie miał kto polować, leniwe towarzystwo.
Yorik
Jeszcze jeden regionalizm. "Usłyszeć koronkę" - dostać burę. Źródło ma chyba pochodzenie religijne.
A co do jedzenia "łoboda" - chwast przygotowywany jak gotowany szpinak, z czosnkiem i śmietaną. Pyszna.
Nie wiem, czy to nie osławiona lebioda jedzona na przednówku. Spotkałem w okolicach Tomaszowa Lub.
chrisfox
Oczywiście, że lebioda - nawet wiem, jak to wygląda, muszę spróbować. W kieleckiem też nazywa się to "łobodą". Przypomniałeś mi podobny wyraz z innej branży: "lebiodka" (wyciągarka).
Yorik
Warszawskie (może nie tylko): "ancug" - ubranie robocze.
chrisfox
Yorik napisał:
To co wyprawiają samochody z literką W na drogach budzi szczere oburzenie.
No właśnie, ja bym tego nie ruszał - zwłaszcza, ze sam mam W a jeżdżę, jak jeżdżę Gwoli ścisłości, dorzucę jednak, że dwuliterowe rejestracje z literą W mają też (pewnie coś pominę): Radom, Siedlce, Legionowo, Mińsk Mazowiecki i Garwolin.
A teraz właśnie wsiadam w samochód z rejestracją WJ i będę ciężko pracować na opinię o ludziach z takim napisem
Zbig
Cóż za tempo rozwoju tematu… .
Moje ulubione literki są z Legionowa: WL. Jak bym miał rejestrować jakiś zabytkowy niemiecki pojazd to tylko tam.
Co do „nielubienia” między regionami to do dziś wspominam napis z okolic dworca głównego w Krakowie: „Cioły z Warszawy witajcie w stolicy” . Było to z 15 lat temu ale z ubawem do dziś to wspominam i wcale nie czułem się obrażony.
Co do zmian nazw technicznych to w czasach Księstwa Warszawskiego w regulaminach nabój ładowano do rury nie zaś do lufy.
Jeden ze starszych moich puszczańskich sąsiadów opowiadając o swym ojcu, który był w niemieckiej niewoli używa określenia: „był w plienu”. Nie od razu załapałem że to od rosyjskiego pljennyj – jeniec. Na wschodzie (ze wschodnim Mazowszem włącznie) spotykałem kiedyś u starszych ludzi określenie na naboje: patrony. Czy w innych zaborach czasem coś takiego zostało? Yorik jak tam u weteranów C.K. armii?
Rapid136
A nie lepiej rejestrować tak zeby było WH czyli praga? Np taki pojazd
Yorik
Zbig napisał:
Yorik jak tam u weteranów C.K. armii?
Z tym kiepsko. Raczej nie miałem okazji poznać żadnego weterana c.k. Losy mojej rodziny przewaliły się z ominieciem służby w wojsku Najjaśniejszego Pana Cesarza Franciszka Józefa.
Mój dziadek ze strony ojca był u Żeligowskiego i wracał do Polski przez Odessę ewakuując przy okazji rodzinę przed czerwonymi. Niestety żadnych jego opowieści nie znam, bo dzięki staraniom pewnego kiepskiego malarza z Austrii rozstał się z tym światem, na długo przed moim narodzeniem. Pozostały tylko opowiadania o tym jak piło się herbatę z samowaru "pa prakusku". Drugi dziadek był w ułanach na froncie polsko bolszewickim, ale zmarł prawie ćwierć wieku temu i nie zdążyłem się czegokolwiek dowiedzieć.
Jako dziecko znałem pewnego uroczego pana - galicjanina rocznik 1900, który śpiewał mi smutną piosenkę, z którą podobno carscy żołnierze na ustach szli przez Gallcję w 1915r. Pamiętam tylko pierwszą strofę: "Rassija, Rassija, matuszka maja" Reszta znikła w odmętach pamięci. Ten Pan zmarł nagle w 1974r.
Ale sięgnę do pewnej ciekawej książki i może coś znajdę.
chrisfox
Zbig napisał:
do dziś wspominam napis z okolic dworca głównego w Krakowie: „Cioły z Warszawy witajcie w stolicy” . Było to z 15 lat temu
Ha, w takim razie taki jakiś napis musiał tam być zawsze
Ja będąc pierwszy raz w Krakowie w roku 1990 spotkałem przy wyjściu z przejścia podziemnego w okolicy dworca napis "witajcie kmioty ze stolicy". Muszę przyznać, że się szeroku uśmiechnąłem i jakoś mi się lepiej zrobiło. Mimo, iż wszyscy rozmówcy nazywali moje miasto "Warszawką", nigdy nie czułem do Krakowa niechęci - przeciwnie, zawsze bywam tam z przyjemnością. Oprócz tego, co wszyscy wiedzą (Rynek i takie tam przyległości), polecam pałacyk w Przegorzałach (miała to być - chyba nie była) willa niejakiego Franka - i mieszczącą się w nim kurdyjską restaurację "U Ziyada". Z tarasu czasem widać Tatry...
Yorik
Krzysiek to tak jak z Czechami. Wiele się nasłuchałem o "wrednych pepikach". Ja nigdy nie miałem z nimi problemów. A był nawet czas kiedy z kilkoma Czechami i Czeszkami mieszkałem przez kilka miesięcy. Owszem były jakieś drobne dziwactwa, uprzedzenia, ale kto by się poważnie tym przejmował? Jakoś dogadać się zawsze można było. Trafić na Czecha -buraka to tak samo jak na Polaka - buraka, ból ten sam. Wszystko zależy od ludzi. No, ale jak takie panisko z Polski przyjedzie, wydaje mu się, że jest Rockefellerem i nawet nie da np. napiwku w restauracji kelnerowi to potem się dziwi, że go nieuprzejmie potraktowano.
A u nas animozje zdarzają się między dwoma wioskami, a co dopiero mówić o regionach i miastach.
Sorki za offtopic.
Żeby było troszkę na temat: "jahody" po czesku to truskawki, a "jagody" to bor... czarne jagody.
"brambory" - ziemniaki/kartofle.
"hranolki" - frytki.
"utopenec"- kiełbaska marynowana z cebulką. Sprzedawana w knajpach ze słoja. Pyszna zakąska.
"zahod" - miejsce ustronne, gdzie król chodzi piechotą.
Jak jest po polsku motocykl? "Śmierdzi pierdzi i ucieka" (oni z naszej pięknej mowy ojczystej też się nabijają).
chrisfox
Co do "wrednych Pepików", dziadkowie mieszkali przed samą wojną w Cieszynie (Dziadek lubił zmieniać miejsca zamieszkania - pochodził ze Skarżyska, sporo czasu spędził w Starachowicach, w lecie 1939 załatwił sobie pracę i mieszkanie w Chrzanowie, rodziny już tam zabrać nie zdążył - po wojnie mieszkał w Wałbrzychu, Wrocławiu by w końcu wylądować w Warszawie ) - Babcia nigdy nie mówiła inaczej: "wredne Pepiki"
Śmieszą mnie różne "generalne" uprzedzenia, choć - muszę przyznać - ciekawi mnie ich geneza i funkcjonowanie w ludzkiej świadomości.
Yorik
chrisfox napisał:
Co do "wrednych Pepików", dziadkowie mieszkali przed samą wojną w Cieszynie (Dziadek lubił zmieniać miejsca zamieszkania - pochodził ze Skarżyska, sporo czasu spędził w Starachowicach, w lecie 1939 załatwił sobie pracę i mieszkanie w Chrzanowie, rodziny już tam zabrać nie zdążył - po wojnie mieszkał w Wałbrzychu, Wrocławiu by w końcu wylądować w Warszawie ) - Babcia nigdy nie mówiła inaczej: "wredne Pepiki"
Przypomina mi się reklama "Tyskiego": "Moja babiczka pohazi z Chrzanowa"
Na pewno na Śląsku Cieszyńskim był konflikty etniczne i wcale sie nie dziwię, że obie strony tak postrzegały się nawzajem. Wszak to teren "zapalny" i historycznie odbija się "czkawką" do dziś.
Ja mam na myśli zwykłe kontakty turystyczne.
BTW Dzisiaj Polacy mówią też na Czechów "Knedle".
Ukraińcy (ci z Zachodniej-Samostijnej Ukrainy ) mówią zaś na Polaków "Franki".
chrisfox
Yorik napisał:
Ukraińcy (ci z Zachodniej-Samostijnej Ukrainy ) mówią zaś na Polaków "Franki".
A to od czego? Mam nadzieję, że nie od dr. Hansa
Yorik
chrisfox napisał:
Yorik napisał:
Ukraińcy (ci z Zachodniej-Samostijnej Ukrainy ) mówią zaś na Polaków "Franki".
A to od czego? Mam nadzieję, że nie od dr. Hansa
Mi tłumaczyli, że to od polskiego imienia.
chrisfox
Aaa... Dziadek opowiadał taki dowcip-nie_dowcip o rejestracji Polaków przekraczających jesienią 1939 "granicę" z naszym późniejszym Wielkim Bratem. O tyle to nie musiał być kawał, że spacerkiem dotarli wówczas aż do Brześcia, gdzie nie załapali się na wycieczkę koleją, bo za późno przyszli i nie zmieścili się w twierdzy .
Rosjanie spisują nazwiska przechodzących przez jakiś punkt uchodźców. Jeden z nich podaje, że nazywa się Pankowski. Komandir decyduje:
- Poliaki wsie pany, piszi jemu "Koski"...
Yorik
chrisfox napisał:
- Poliaki wsie pany, piszi jemu "Koski"...
Przypomina mi się "Kierunek Berlin" jak to jeden z zołnierzy (grał go chyba Pan Wacław Kowalski) opowiada koledze o tym, jak to ruski oficer miał nazwisko Paliak to i go do polskiego wojska przydzielili, choć tłumaczył, że on nie Polak. Ale swój chłop był i bardzo przeżywał straty w ludziach
Regionalizmy: w rzeszowskiem występuje wymiana "a" na "o' w rzeczownikach np. "krzak" - "krzok".
chrisfox
Coś w tym musiało być. Przymanowski wspominał wielu takich "Polaków" nie mówiących w ogóle po polsku. Skądinąd, tamten musiał naprawdę mieć domieszkę jakiejś obcej krwi - bo żeby Rosjanin przejmował się stratami... to jakiś absurd.
Yorik
chrisfox napisał:
Coś w tym musiało być. Przymanowski wspominał wielu takich "Polaków" nie mówiących w ogóle po polsku. Skądinąd, tamten musiał naprawdę mieć domieszkę jakiejś obcej krwi - bo żeby Rosjanin przejmował się stratami... to jakiś absurd.
I to chyba spierał się nawet z oficerem - Polakiem o te straty (muszę zerknąć na DVD - nagrałem sobie, żeby zgodnie z gierkowskim zwyczajem puszczać sobie z okazji Dnia Zwycięstwa).
A z sowieckimi oficerami też różnie było. Ciotka opowiadała jak w 1944r. stacjonował u nich sowiecki oficer. Był bardzo kulturalny i wykształcony. Kiedyś przyznał się, po kilku głębszych, że pochodzi z utytułowanej carskiej rodziny. Albo zmyślał, albo miał naprawdę wielkie szczęście. W każdym razie przepraszał domowników np. za to, że jego podwładne radzieckie żołnierki nie znając WC brały to co zrobiły z muszli klozetowej w rekę i wrzucały do rezerwuaru (w dobrej wierze). Podobno bardzo mu było za to wstyd.
Znowu regionalizm (upierdliwy jestem ): spotkałem się z takim chyba starym warszawskim powiedzonkiem: "ręka , noga, mózg na ścianie" na określenie jakiejś dużej bijatyki.
chrisfox
Yorik napisał:
A z sowieckimi oficerami też różnie było.
Na pewno, ale zasadniczo, wiadomo, jak. Starzy ludzie po wsiach wspominaja jednych i drugich...
Yorik napisał:
Znowu regionalizm (upierdliwy jestem ): spotkałem się z takim chyba starym warszawskim powiedzonkiem: "ręka , noga, mózg na ścianie" na określenie jakiejś dużej bijatyki.
Ależ dawaj, dawaj te regionalizmy! Wątek nam nieco skręca w bok a tyle jeszcze do opowiedzenia...
Ja to znam z Wiecha - i raczej nie kojarzy mi się z dużą bijatyką - bardziej z sytuacją, w której po prostu idzie się na całość. To - według mnie - znaczy: "nie cofnę się przed niczym".
Yorik
chrisfox napisał:
Yorik napisał:
A z sowieckimi oficerami też różnie było.
Na pewno, ale zasadniczo, wiadomo, jak. Starzy ludzie po wsiach wspominaja jednych i drugich...
Krzysiek napisałem to z myślą o wyjątku potwierdzającym regułę.
Z tym "ręka, noga..." masz rację. Tak dawno to słyszałem, że znaczenie wypaczyłem niechcący. Mozna też powiedzieć "nie oglądając się na nic", "nic, do stracenia", albo też coś strasznego, co się stanie, albo stało.
Często to kiedyś słyszałem, niezależnie od Wiecha.
chrisfox
Yorik napisał:
Często to kiedyś słyszałem, niezależnie od Wiecha.
No widzisz...
Ja teoretycznie wychowywałem się w Warszawie i nigdy nie słyszałem tego zwrotu na żywo - i pewnie już nie usłyszę, jako, że należę w tym mieście do mniejszości. Ponoć ludzi z miejscowymi (przedwojennymi) - jakimikolwiek, ja w końcu też kundel - korzeniami, mieszka tu teraz niecałe 20%. Szybkie szacunkowe obliczenia zdają się tej tezie zanadto nie przeczyć...
Yorik
No co jest? Żadnych regionalnych "usia, siusia"?
No to sie poświęcę.
W rzeszowskiem (ale chyba nie tylko) na coś, co jest daleko: "het", a bardzo daleko: "het, het".
chrisfox
Słyszałem. Gdzie - nie pamiętam, ale chyba też gdzieś indziej.
Jest jeszcze takie słówko "aby", stosowane zamiast "tylko". Nie potrafię zlokalizować, gdzie się tak mówi - ja to znam z okolic Sochaczewa/Łowicza, ale przypuszczam, że zasięg jest sporo szerszy.
Yorik
chrisfox napisał:
Jest jeszcze takie słówko "aby", stosowane zamiast "tylko". Nie potrafię zlokalizować, gdzie się tak mówi - ja to znam z okolic Sochaczewa/Łowicza, ale przypuszczam, że zasięg jest sporo szerszy.
Łemkowie używali zamiast "tylko" - "łem". Stąd potoczna nazwa tej grupy etnicznej. Sami siebie nazywali "Rusnakami".
yasman
podpinam się ..
w Warszawie mówi się: pętla tramwajowa a w Łodzi : "krancówka"
bilet miesieczny - "migawka" (od migania tym biletem kanarom)
a "ciekać po chęchach" to znaczy łazic po krzakach po łódzku..
w moim rodzinnym Chełmie nie mowi się "chmurzy się" tylko "zachmarza się", soczewica to "sacówka" a gotowane ziemniaki ugniecione z mąką to "kulasza" lub "fuszer"
na razie tyle pamietam nad ranem...
Yorik
Yasman ekstra teksty. Jestem w szoku. "Zachmarza się " kojarzy mi się ze "zdałżam" z "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" Barei.
A wlaśnie. Przypomniało mi się. W latach 70. byla jakaś akcja ujednolicenia języka jedynie poprawnego, szkolnego i literackiego. Przez kilka lat panie nauczycielki, solidarnie i czujnie poprawiały nas ze "spóźniać" na "spaźniać". To było przestrzegane bardziej niż akcja fluoryzacji, szklanka mleka i obowiązkowe "harcerstwo". Oczywiście się to nie przyjęło. Coś Wam wiadomo na ten temat?
Temat związany ze środkami komunikacji miejskiej. W Rzeszowie na linie "0" mówi się "koło". Czy gdzieś jeszcze tak to nazywają ? We Wrocku z tego co wiem mówi się "zerówka".
chrisfox
Yorik napisał:
W latach 70. byla jakaś akcja ujednolicenia języka jedynie poprawnego, szkolnego i literackiego. Przez kilka lat panie nauczycielki, solidarnie i czujnie poprawiały nas ze "spóźniać" na "spaźniać".
(?) Do szkoły chodziłem od roku 1968 i z czymś takim się nie zetknąłem - a chyba bym zauważył, jako że na wszelkie potworności językowe jestem od dawna bardzo wyczulony. Ale pamiętam, że moi krewni - nauczyciele z kieleckiego - kiedyś coś o tym słówku wspominali. Z tym, że chyba w kontekście irytującego używania go przez kogoś w szkole - więc zdaje się, że nie było tam zalecane.
A co do szkoły... Niektóre moje panie (także polonistki) używały tak makabrycznego języka, że wstydziłem się robić notatki tak, jak były dyktowane. W tej chwili ujrzałem moją wieloletnią wychowawczynię, jak usiłuje nam zaszczepić używanie na określenie gwałtownego wiatru, słowa "porwisty" (bo może coś porwać)...
anka_be
a w wielkopolsce żywy jest jeszcze "chabaź" na chwasty albo określenie kolorowego bukietu kwiatków polnych, "obtoknąć" albo "potoknąć" czyli opłukać jakieś naczynie,
"liściaty" zamiast "liściasty" i "białny" albo "bialuśki" tyle mi sie z rana przypomniało, ale jak pojadę na wieś to chyba notatki porobię
chrisfox
O chabaziach słyszałem na Mazowszu, choć nie wiem, czy to było regionalne, czy po prostu rozmówca gdzieś się na to natknął i włączył do swego słownika. "Potoknąć" mówi też teściowa, która nigdy w Wielkopolsce nie była a i być może z nikim stamtąd nie rozmawiała - więc chyba na wschód od Warszawy też się tego używa.
Jeszcze słowo, z którym pierwszy raz zetknałem się na zachodzie, ale raczej jest powszechne - "siwy" zamiast "szary". Chyba nawet "szary" jest w mniejszości.
Yorik
Ogarnia mnie przerażenie. "Chabaź" znam i jest to słowo u mnie tez czasem używane, a "siwy" używany jako jasnoniebieski (np. "siwe" były chałupy bielone wapnem z dodatkiem ultramaryny). Nawet pamietam jako dziecko, że nie mogłem zrozumieć tego pojęcia, bo mnie kojarzyło sie tylko z włosami. Czyzby to sie juz wszystko tak przemieszało?
Określenie na kurioza, coś "wycudowanego", wymyślonego do przesady: "bajabongi"
chrisfox
Yorik napisał:
Czyzby to sie juz wszystko tak przemieszało?
Sam sobie odpowiadasz...
Jeszcze trochę i regionalizmy zostaną tylko tu i ówdzie (po bokach, daleko od miasta ). W Warszawie - z powodu znanych zmian demograficznych - będzie się mówić Ogólnopolskim TV-Językiem. Niekoniecznie tożsamym z tym, którego jeszcze niedawno używali pisarze.
Yorik
chrisfox napisał:
- z powodu znanych zmian demograficznych - będzie się mówić Ogólnopolskim TV-Językiem. Niekoniecznie tożsamym z tym, którego jeszcze niedawno używali pisarze.
Analogicznie, aczkolwiek, mianowicie, jednakowoż, niestety jestem tym aspektem apriorycznie quasi zbulwersowany.
Z czeskiego z lekceważeniem o kimś: (ale nie zawsze, czasem żartobliwie) : "ty vole!", "ty prasaku", o nierozgarniętej kobiecie: "ona je jako krava".
chrisfox
Przypomniałem sobie!
Pytanie ze Śląska: co to jest "gylinder"?
chrisfox
Jeszcze...
(w końcu nie dam tak od razu zdechnąć temu wątkowi )
Teraz dotarło do mnie, że zawsze na południowym wschodzie - praktycznie z kim bym nie rozmawiał (dłużej, niż pół minuty) - w końcu padało słowo "Galicja". W Krakowie, Rzeszowie czy Przeworsku. I to mi się podobało, bo u mnie na wsi słowa "Mazowsze" czy czegoś w tym rodzaju się nie używa... Nie czujemy się z tą ziemią związani, czy to tylko dlatego, że większość z nas ma korzenie całkiem gdzie indziej
Brednie, ta nieelegancka aluzja dotyczyła Warszawy - ale poza nią też jakoś tak...
Patryk
chrisfox napisał:
Jeszcze mi się jedno przypomniało. W kieleckiem, na targowisko mówi się "targowica" - i to określenie (także używane zupełnie oficjalnie, przez władze), spotykałem nawet sporo na południe od Częstochowy (niemalże pod Zawierciem). Jak to jest gdzie indziej?
W Radzyminie pod Warszawą, gdzie od czasów Stanisława Augusta co środę odbywa się spory targ, także się mówi "targowica", ale tylko w odniesieniu do targu radzymińskiego. Do Warszawy się jedzie na bazar etc., a nie na targowicę. Przy czym słowo używane jest wyłącznie potocznie.
Janeczek
To już teraz rozumiem dlaczego kolejkę trafił szlag - TARGOWICA
chrisfox
Proszę, wydało się dopiero po 32 latach...
Zbig
Jeszcze chyba nie było, ale na mazowieckiej wsi słyszałem określenia: łoński rok (poprzedni) i latoś lub w latosim roku (w tym roku). Nie wiem czy było o chodzeniu „na sagę” czyli przez pola (czy jak śpiewał Grześkowiak : „Hej idziewa se ze śwagrem, hej na skuśke poprzez pole”).
Wspomniany tu czeski jest kopalnią fajnych tekstów np: zawazadlo - bagaż a mieszkać to bydlić (pisownia nieco inna, ale taka wymowa).
chrisfox
Rzeczywiście, jakoś nie było. A to przecież raczej znane (latoś obrodziło ).
Nie pamiętam już, kto - bodajże Wiech, ale mógł być i Jerzy Ofierski - opisywał perypetie człowieka, który zaplątawszy się w jakimś wiejskim środowisku zechciał się zeń nie wychylać, a że nie znał zanadto dialektu, ograniczył się tylko do dwóch uniwersalnych zwrotów "moiściewy" i "wciórności". Pierwsze gdzieś kilka razy słyszałem, drugiego już nie.
A "bydlić" spotyka się i w polskich - nieco starszych tekstach.
Z innej beczki - właśnie mi się przypomniało piękne (warszawskie, czy tylko złodziejskie?) słowo "flimon"
chrisfox
I jeszcze z wschodniomazowieckiej wsi. Kołek, a także coś bliżej nieokreślonego (krzak, którego być nie powinno; sękaty kawałek drewna - czy ja wiem jeszcze co - to dość pojemne określenie), teść nazywa "sarakułem". A drobniutkie ziemniaki (bo na tamtejszym piachu inne nie rosną) - "mendakami".
maciejszkocki
TEN teść?
chrisfox
A jakże. Innego - na całe szczęście - nie mam. Jeśli chodzi o niecodzienne, dziwne, niespotykane_w_cywilizowanym_świecie słownictwo (i zachowania - niestety - też), jest on niezastąpiony. Chyba w końcu będę musiał napisać (zapisać) jakiś Jego Słownik - to byłby bestseller, pozwalający mi do końca życia żywić się wyłącznie ślimakami po burgundzku i Martini Rosso. Inna rzecz, że ludzie dziś nie czytają, więc chyba jednak tak czy inaczej, nic z tego
Zbig
Najzabawniejsze, że Chrisfox też będzie teściem i to wcale nie długo (nawet biorąc pod uwagę, że dziś się młodzież nie spieszy) . A swoją drogą z tego co pamiętam Twój teść pochodzi z okolic Tłuszcza. Moja teściowa też Cha! Cha! Cha!
Wracając do głównego wątku kopalnia różnic są nazwy grzybów: surojadki – gołąbki, borowik - prawdziwek, gaski – tu chyba co wieś jest inna bo słyszałem wiele ale na gwałt nic nie mogę sobie przypomnieć. Może ktoś ma lepszy przegląd (czy jest grzybiarz na sali?).
chrisfox
Zbig napisał:
Najzabawniejsze, że Chrisfox też będzie teściem
Jeśli sądzisz, że:
- nie mam tej świadomości
- wcale mnie ona nie przeraża
...nieco się mylisz. To się nazywa "kolej rzeczy" i nawet nieraz o tym myślę - także w kontekście własnych koszmarnych przeżyć. Jest czymś - tak naprawdę - przykrym (bo przywołuje na myśl nasze własne przemijanie), owo naturalne przekazywanie pałeczki młodszym - ale niekoniecznie musi ono być makabrą, bolesnym odkrawaniem kawałków siebie i rzucaniem ich na pożarcie stworzeniom o wiele gorszym od psa - a tak to rozumie mój teść. To zresztą człowiek, którego (obiektywnie) podziwiam i któremu w pewnych (ważnych) aspektach nigdy nie dorównam. Całe życie ciężko pracował dla innych, wydobył z koszmarnej biedy dziesięcioosobową rodzinę a i nam swego czasu bardzo wiele pomógł. A dziś? Od wielu lat zawzięcie dąży do tego, żeby - gdy odejdzie - wszyscy poczuli ogromną ulgę. Nie przesadzam. Nie cierpią go żona, dzieci, co rozumniejsze wnuki, rodzeństwo i kto wie, kto jeszcze. Aj, rozpisałem się nie na temat... wybaczcie. Smutna historia, naprawdę.
Zbig napisał:
z tego co pamiętam Twój teść pochodzi z okolic Tłuszcza. Moja teściowa też Cha! Cha! Cha!
Właściwie teściowa (a skąd Twoja? - moja z Chrzęsnego). Teść nieco bliżej Wyszkowa (urodził się prawie tam, gdzie Norwid, ale reprezentuje nieco inny rodzaj wrażliwości).
A na grzybach się - niestety, bardzo żałuję - nie znam kompletnie. Wychowałem się na asfalcie i trylince
maciejszkocki
Zbig napisał:
Wracając do głównego wątku kopalnia różnic są nazwy grzybów: surojadki – gołąbki, borowik - prawdziwek, gaski – tu chyba co wieś jest inna bo słyszałem wiele ale na gwałt nic nie mogę sobie przypomnieć. Może ktoś ma lepszy przegląd (czy jest grzybiarz na sali?).
Czy gąski to aby nie inaczej zajączki? Rosną po rowach i szybko zielenieją w miejscach gdzie się je dotykało?
Yorik
Widzę Krzyśku, że nie tylko ja mam podobne zdanie o moim teściu, co ty o swoim. Na szczęście odciąłem się sześć lat temu od tego gościa "grubą kreską" i nie muszę go słyszeć ani oglądać. Mój to też smutny przypadek i beznadziejny na dodatek. Najgorsze jest to, że pamietam czasy, kiedy mogłem z nim nawet (nie twierdzę, że bez wysiłku z mojej strony), pogadać. Jeśli ja miałbym stać się potworem na stare lata, to jestem za swoją eutanazją.
Co do wcześniejszego Twojego zdania na temat Galicji to powiem szczerze, że jak tak określam to z lenistwa. Bo ani to Małopolska, ani Małopolska Wschodnia, ani Podkarpacie (szczególnie z nazwy tego województwa śmieją się np. stalowowolanie czy tarnobrzeżanie). Mniejszy problem z wymową, na określenie mniej więcej terytorium. Sa tacy, którzy uważają, że nie powinno się tej nazwy używać, bo jest wymyślona przez zaborcę. Moze jest w tym trochę racji. Lokalnego patriotyzmu JA przynajmniej nie odczuwam. Nawet łatwiej, bo czasami ludzie na dźwięk miejsca skąd pochodzę myślą, że tu się słońce kijem na niebie przesuwa.
A z Mazowsza, swego czasu spotkałem niejakiego Staśka z okolic chyba Płońska (ślicznie mówił: "palyiwo"), który uważał, że jest lepszy od innych, bo pochodzi z "centralnej Polski". Dopiero jak mu powiedziałem, że Mazowsze weszło w skład KP na samym końcu, to się zamknął. Zresztą i tak chyba nie wiedział o co chodzi. Ale widać Krzysku jakaś duma z tego tytułu w nim tkwiła.
Zyg ja też grzyby kupuję albo w postaci pieczarek, boczniaków, lub suszonych do uszek lub barszczu. Ale u nas na koźlarze mówi się kozaki. Sa i jakieś gołąbki, sitarze (taka odmiana maślaka), prawdziwki. Na trujace i niejadalne mówią tutaj "trujaki".
Offline
administrator
Uwaga techniczna. Widzę, że emotikony też poginęły Trudno, wybaczcie, nie mam czasu ich ręcznie wstukiwać. Nie ma też w tekście zdjęć - na zakończenie tej benedyktyńskiej działalności (2029 rok?), postaram się je wkleić.
Offline
administrator
Najpierw zdjęcie Michela:
Przypomina mi ono słowo, którego używała Babcia (ta z okolic pagórkowatych ) - przykaraulić (złapać, schwytać, przytrzymać). Tak sobie teraz myślę, że bardziej ono carskie, niż starachowickie.
Offline
administrator
No, jesteśmy już gdzieś tak nieźle za połową archiwaliów. Tylko czemu nic się nie dzieje współcześnie? ()
chrisfox
Yorik napisał:
Jeśli ja miałbym stać się potworem na stare lata, to jestem za swoją eutanazją.
Smutny ten offtopik - ale ja też. Niech mnie święta ziemia przestanie nosić w momencie, kiedy tak się zacznę zachowywać. Jeśli ja już komuś potrafię powiedzieć w oczy, że za chwilę go zatłukę jak psa... A zwykle flegmatyczny jestem, jak niejaki Mazowiecki
A, jeszcze - żeby się trochę oderwać od tego szamba. "Galicja" - w ustach tamtejszych mieszkańców - brzmi dla mnie ładnie, dumnie. Kiedy tam jestem ubolewam, że u nas się tak samo nie mówi "Mazowsze" (inna sprawa, że sam nie wiem, gdzie owo Mazowsze jest - to dość enigmatyczne pojęcie).
Yorik
chrisfox napisał:
Jeśli ja już komuś potrafię powiedzieć w oczy, że za chwilę go zatłukę jak psa... A zwykle flegmatyczny jestem, jak niejaki Mazowiecki
He, he skąd ja to znam niestety? Dlatego też i jak Mazowiecki odgrodziłem się gruba kreską. Życie jest teraz o wiele mniej skomplikowane (przynajmniej dla mnie).
A jak chcą się inni użerać to ich sprawa. Wszak to nie pokrewieństwo, a tylko powinowactwo. Tylko nie każdy ma taką możliwość i tym bardzo współczuję. Poza tym zastanawia mnie cierpliwość niektórych wobec takich osobników. Potwory nie są w stanie tego docenić. Wrecz przeciwnie.
A co do Mazowsza, to gdzieś słyszałem, ze np. Radomskie to jeszcze Małopolska. Zmisiek będzie pewnie wiedział, jak drzewiej szły kiedyś te granice. Mniej więcej oczywiście.
A w dowcipach staropolskich był jakiś taki (muszę poszukać), że szlachta mazowiecka rodzi się ślepa jak kocięta. Ponoć duzo było tych dowcipów o herbowych z Mazowsza.
chrisfox
Yorik napisał:
nie każdy ma taką możliwość
Ano właśnie. Nie, żebym był całkiem niesamodzielny (żreć mi bynajmniej nie daje), ale z pewnych przyczyn ja tej możliwości nie będę posiadać do śmierci (któregokolwiek z nas ).
Yorik
Yorik napisał:
A jak chcą się inni użerać to ich sprawa.
Żebym nie został źle zrozumiany. Chodziło mi o użerających się z egzemplarzem, z który ja miałem (nie)przyjemność.
Z powiedzeń. Były sąsiad - prosty milicjant z awansu społecznego - pogardliwie do kogoś mówił: "ty pitoku". Z tym, ze nie wiem, czy to była również nazwa części ciała. Pewnie to też jakiś regionalizm.
Zbig
To nawiązując znów do grzybów (też tych starych) to ja znam trzy nazwy: kożlarz, kozak koźlak (ta ostatnia jest pewnie wersja dla niezdecydowanych). Prawdziwek – borowik. Gąski to faktycznie te małe zielone w rowach…
Przypomniało mi się jeszcze, że wiele regionalizmów i archaizmów występuje jako „normalne” wyrazy w innych językach słowiańskich. W czeskim bodaj jest „
„łoński rok”, czerstwe to świeże (jak dawniej u nas, w słoweńskim „otrok” – dziecko.
Co do Mazowsza to faktycznie nie ma tu jakiejś silnej identyfikacji, choć drzewiej bywał inaczej. Inna sprawa, ze w mojej rodzinie „po kądzieli” pochodzącej z mazowieckich chłopów (królewskich nie pańszczyźnianych jak podkreślała moja prababcia ) mówiło się o Mazowszu jako swoim regionie, ale nie miało tak „galicyjskiego” zabarwienia i obszar objęty tym mianem raczej trudno było wyodrębnić.
Nie pamiętam gdzie czytałem jak to przy okazji inkorporacji Mazowsza w Warszawie zamknięto bramy przed Zygmuntem Starym, a króla i jego dwór wyzywano od „Polaków”. Zresztą co wszyscy wiedzą miastem sejmowym Warszawa stała się jako stolica „trzeciego” państwa do przyjęcia dla Litwy i Korony, choć już było częścią KP.
Moja teściowa jest z samego miasta Tłuszcza Zresztą narzekać w sumie nie mogę, ale na dłuższą metę bywa trudne przebywanie w towarzystwie teściów (dla jednego babcia dla innego teściowa) .
chrisfox
Na owym Bliskim Wschodzie (Mazowsza ), zamiast - jak u mnie w domu - "wpaść", "zajrzeć", "podjechać", czy wręcz "przyjechać", mówi się "zajechać". Zupełnie jak w owej słynnej kwestii dla początkujących aktorów: "jaśnie panie, powóz...". A teściowa kiedyś (w dobrej wierze) zadała mi pytanie: jak się w końcu mówi - "warstat", czy "warsztat".
Nie kojarzę w tej chwili, gdzie - na drabinę mówi się "drabka".
A, jeszcze. Czy w innych częściach kraju łąkę, na której przebywa bydło, też nazywa się paśnikiem?
chrisfox
Zastój jakiś...
Właśnie mi się przypomniała wołomińsko-wyszkowska nazwa stypy - "poczesne". Coś pośredniego między doczesnością a poczęstunkiem
Janeczek
Zakończył doczesne - wyprawili mu poczesne
Janeczek
Przypomniało się: w Warszawie przy ul. Skaryszewskiej były Ciuchy a w Krakowie, w pobliżu dworca Kraków Płaszów - Tandeta.
chrisfox
A od lat kilkunastu, wiele takich miejsc w różnych miasteczkach nazywa się dumnie Manhattanem
Janeczek
Od kilku lat to rozmaite markety, puby, szroty i inne paskudztwa robią z nas na siłę poliglotów
Yorik
chrisfox napisał:
A od lat kilkunastu, wiele takich miejsc w różnych miasteczkach nazywa się dumnie Manhattanem
U nas w latach 70-80. mówiło sie "giełda". To był plac gdzie w piatki i wtorki handlowało się wszystkim. Teraz został tylko handel zieleniną (czasem pojawiają się handlarki złotem - uczciwość pierwsza klasa, wole je od Jubilera, i Ukraińcy z papierosami). Dlatego powróciła nazwa "Rynek". Jeszcze kilkanaście lat temu mówiło się, że w Rzeszowie jest "święto dyszla" czyli piątek albo wtorek.
W latach 90. nowy bazar z ruska tandetą nazywał się to Plac Balcerowicza. Nazwa pozostała do dzisiaj choć lokalizacja zmieniona i asortyment zajęła chińska a nie ruska tandeta. Zresztą czasem zaczynam tesknić za tą ruską tandetą. Była przynajmniej niepowtarzalna.
W okolicach Tomaszowa Lub. na ruski targ mówi się "barachołka" (nie wiem przez jakie "h").
Janeczek
Ja bym pisał przez ch, tak jak barachło.
Albo nazwijmy go badziewianką to nie badzie problemu.
Yorik
chrisfox napisał:
A od lat kilkunastu, wiele takich miejsc w różnych miasteczkach nazywa się dumnie Manhattanem
Przepraszam, ze jeszcze się wtrące. W Rzeszowie w latach 80. na odcinek ul. Marszałkowskiej pomiędzy Gołębią i Konopnickiej miejscowi mówili Manhattan.
We Wrocku natomiast Manhattanem określało się lewą stronę Placu Grunwaldzkiego przy sławnych "sedesowcach" i dalej aż do "Kredki" i "Ołówka".
W latach osiemdziesiątych niektórzy mówili o przybyszach z pobliskich wiosek w okolicach dworca PKP, gdzie stały budki z zapiekankami i bułami z parówką : 'kupi se taki hot- doga i myśli, że jest na Manhattanie".
chrisfox
Janeczek napisał:
nie badzie problemu.
Ja to słowo znam też w postaci "bandzie"
Yorik
chrisfox napisał:
Janeczek napisał:
nie badzie problemu.
Ja to słowo znam też w postaci "bandzie"
To już wiem skąd się wzięła nazwa tego kretyńskiego skakania z mostów na gumowej linie. Polak potrafi.
emaus
Oczywiście, że stąd: skaczemy i jakoś to bandzie., hihi
Janeczek
A w Wąchocku to się pies o budę zabił bo go zamiast na łańcuchu uwiązali na bandzie
emaus
A propos Wąchocka, to w Kieleckim (obserwacja ze Starachowic i okolic) mówi się "złapę", "sapę", "człapę" i tak dalej. Ciekawe dlaczego nie stosuje się tam tego wzorca w wypadku czasownika "kupować"?
A czy człowiek to byłby tam "homo sapęs"
chrisfox
Wąchock to bardzo ładne i ciekawe miejsce. Niewybredne dowcipy fabrykują frustraci z sąsiednich Starachowic Gdybyście kiedyś chcieli uczciwie zwiedzić kościół i klasztor, pytajcie o brata Mariana - o partyzantach też sporo wie, z własnych badań.
chrisfox
emaus napisał:
w Kieleckim (obserwacja ze Starachowic i okolic) mówi się "złapę"
Potwierdzam. Moja ciocia - gdy jej już dzieci zdrowo dopiekły - krzyczała: "bo ci wrypę!"
emaus
chrisfox napisał:
Niewybredne dowcipy fabrykują frustraci z sąsiednich Starachowic
Dobrze, że mój mąż tego nie czyta, hehe ...
chrisfox
Nie jest chyba sfrustrowany?
Yorik
chrisfox napisał:
Wąchock to bardzo ładne i ciekawe miejsce. Niewybredne dowcipy fabrykują frustraci z sąsiednich Starachowic Gdybyście kiedyś chcieli uczciwie zwiedzić kościół i klasztor, pytajcie o brata Mariana - o partyzantach też sporo wie, z własnych badań.
Oj o wykusach i "Ponurym" to by człowiek trochę posłuchał. Opactwo podobno też przezacne. Tylko zawsze "mało casu krucabomba".
A swoja drogą u nas rolę Wąchocka pełni wieś Poraż. Te same dowcipy. O Wąchocku nikt nie wie. Chyba granica tych dowcipów przebiega na Wiśle.
emaus
chrisfox napisał:
Nie jest chyba sfrustrowany?
Nie, ale jest ze Starachowic
chrisfox
Zabytek rzeczywiście godny obejrzenia - w końcu za coś tę klasę zerowa otrzymał. A porządny przewodnik potrafi nawet po cichu (szybki rzut oka - "przeor poszedł, wchodzimy ") zaprowadzić za klauzurę - mnie się w ubiegłym roku udało.
Yorik napisał:
A swoja drogą u nas rolę Wąchocka pełni wieś Poraż. Te same dowcipy. O Wąchocku nikt nie wie. Chyba granica tych dowcipów przebiega na Wiśle.
Rzeczywiście musi gdzieś ta granica być - ja z kolei nie słyszałem o tamtej miejscowości. Jak się jeszcze dowiem, że na Dolnym Śląsku mają swój Wąchock a na Ziemi Lubuskiej swój...
chrisfox
emaus napisał:
jest ze Starachowic
I co w tym dziwnego? To się - niestety - nawet w najlepszych warszawskich rodzinach zdarza. U mnie pewnie jedna trzecia Już choćby dlatego czuję się uprawniony, żeby pisać o Starachowicach, co mi się spodoba...
Janeczek
Tak, tak... słynne miasteczko. I Pan Komendant, i Pan Minister i dwóch "sredniowiecznych" posłów przez "kilka rozmówek telefonicznych" posadki straciło...
Yorik
Janeczek napisał:
Tak, tak... słynne miasteczko. I Pan Komendant, i Pan Minister i dwóch "sredniowiecznych" posłów przez "kilka rozmówek telefonicznych" posadki straciło...
Nie miejmy na względzie tylko minusów ale pamiętajmy też o plusach
Działka Boforsa i STAR-y to pikuś?
emaus
chrisfox napisał:
emaus napisał:
jest ze Starachowic
I co w tym dziwnego? To się - niestety - nawet w najlepszych warszawskich rodzinach zdarza. U mnie pewnie jedna trzecia Już choćby dlatego czuję się uprawniony, żeby pisać o Starachowicach, co mi się spodoba...
Ależ pisz sobie, pisz ... A przy okazji - Starachowice też mają miejsce zwane Manhattanem. Jest to targowisko w dzielnicy Majówka.
Wracając do Małża - przez jakiś czas mógł powiedzieć (oczywiście w żartach): Jestem ze Starachowic, a pracuję w Pruszkowie. Każdego zatykało z wrażenia, hehe ...
chrisfox
emaus napisał:
Starachowice też mają miejsce zwane Manhattanem. Jest to targowisko w dzielnicy Majówka.
Bywam, bywam... Skąd bym znał tę nazwę, jeśli nie stamtąd
Janeczek
A mnie Starachowice kojarzą się przedewszystkim z reaktywowaną /na szczęście/ kolejką wąskotorową do Iłży a także z leżącym nieopodal Zakładem Przerobu Złomu w Zębcu. Czego tam nie było
Dziś podobno już nie ma śladu po złomowisku. Około 20-30 lat temu LWP przeprowadzało tam swoje "makabryczne"eksperymenty. Próbowano tam unicestwiać parowozy za pomocą ładunków wybuchowych.
chrisfox
Powoli ta reaktywacja się odbywa (nie mam prawa krytykować, bo nie pomagam - stwierdzam jedynie fakt, nie wynikający raczej z braku dobrej woli pracujących tam wolontariuszy), ale cieszy. Jeżdżę co roku do Lipia, w ubiegłym nawet przewiozłem rodzinę kiwajką (hardcore ). Zębca - kiedy jeszcze było warto - nie zaliczyłem, widziałem to makabryczne cmentarzysko jedynie na zdjęciach.
Dziś mogę z czystym sumieniem zachęcać do odwiedzenia muzeum w Wielkim Piecu - mocno niedoinwestowane i słabo promowane, ale naprawdę warte obejrzenia (choć groch z kapustą - all_in_one). Co do Boforsa - moi przodkowie mieli w tej historii swój udział
Yorik
chrisfox napisał:
Co do Boforsa - moi przodkowie mieli w tej historii swój udział
Rozumiem. "Potop" albo Wojna Północna. O szczegóły nie pytam.
P.S.
To napisz coś Krzysiu o tym.
chrisfox
Nic takiego. Dziadek i jego brat pracowali przy produkcji tych dział. Dziadek na krótko przed wojną porzucił wprawdzie rodzinne strony na rzecz Chrzanowa, ale po wrześniowym spacerze (z rodziną) na trasie Chrzanów-Kowel-Brześć-Starachowice, osiadł tam z powrotem i poświęcił się umacnianiu potęgi wojennej Rzeszy w ramach przedsięwzięcia zwanego Hermann-Goeringwerke . Potem zresztą, po ewakuacji zakładów do Niemiec, też wykonał manewr ciekawy - wrócił do GG i zabrał rodzinę do siebie, gdzie szczęśliwie doczekali końca zamieszania. To był nadzwyczajny człowiek, żałuję, że go prawie nie znałem
A brat Dziadka - cóż, zaplątał się w jakieś podejrzane historie z ZWZ, czy czymś takim. Bardzo wcześnie został aresztowany i zakończył swoją ziemską wędrówkę w podradomskim Firleju.
Janeczek
No i proszę. Z żartów zrobił się temat poważny.
A wracając do właściwego wątku, słyszałem kiedyś wypowiedź jednego gościa z pod Łowicza, która brzmiała mniej więcej tak:
- łone wypieły.... Ale wcale nie dotyczyło to wypinania czegoś tam przez one tylko bardzo męskiej rozrywki. A brzmiało to zdanko w całości tak:
Łone wypieły we dwoch półlitra
I inne stwierdzenia tego gościa: słysoł - słyszał, cerwunego - czerwonego, łosim - osiem, mom - mam.
To tak jak w tym kawale.
Jeden gość opowiada.
- U nas w domu to wszyscy mają imiona na J: Jantoś, Jambroży, Janielka i Jagata. Tylko ja jeden mam na L - Luljan
chrisfox
W kieleckiem taka na przykład Ania to Hania, ale na Mazowszu już raczej zamiast "h" pojawia się "j", więc słyszymy o Jagnieszce No i owo - znów muszę zacytować teścia - znakomite słowo "jakurat" (z akcentem na ostatnią sylabę).
Yorik
Janeczek napisał:
U nas w domu to wszyscy mają imiona na J: Jantoś, Jambroży, Janielka i Jagata. Tylko ja jeden mam na L - Luljan
To przypomina mi się podchwytliwy dowcip - pytanie:
"Wymień trzy miasta wojewódzkie na "Ł".
Każdy z reguły odpowiadał : "Łódź" i potem następowała długa cisza pośród której słychać było szum uruchomionych szarych komórek zapytanego .
Po długiej chwili bez odpowiedzi zadający pytanie mówił:
Jak to ? Nie wiesz? Jeszcze ŁOPOLE i ŁOLSZTYN!
P.S.
Po sławetnej gierkowskiej reformie administracyjnej doszła jeszcze Łomża o ile się nie mylę i z trzech miast zrobiło sie cztery.
chrisfox
No tak, to z tego samego cyklu, co pytanie o zwierzę domowe na literę "Q"
(na Mazowszu żyją qnie, a koło Rzeszowa?)
Yorik
Chyba żyją, ale nie wiem czy gatunek nie jest zagrożony tak jak np. qń Przewalskiego.
A może wyginął jak Tarpan albo qń Trojański.
Janeczek
Ale za to w rzece pływają łoqnie.
A wiecie kiedy się najlepiej łapie ryby?
Kiedy wody jest do kolan a ryb do ......
Yorik
Dobre. Przypominają mi sie Grizzli na Alasce łowiące łososie.
chrisfox
A mnie się właśnie przypomniało coś odnośnie słynnego warszawskiego "ly". Dawno już tam nie byłem, więc się może zmieniło, ale jeszcze jakiś czas temu (przez ładnych parę lat), widywałem przy Radzymińskiej oficjalną tabliczkę z nazwą przecznicy: KRYNOLYNY
Janeczek
chrisfox napisał:
tabliczkę z nazwą przecznicy: KRYNOLYNY
Która jest przedłużeniem ulicy Wolińskiej - przepraszam Wolyńskiej
emaus
Warszawskie "ly" przypomniało mi, że moja prababcia (warszawianka) mówiła "O co się rozchodzi?" (mówiła także "na dworzu', ale o tym już było). Czy gdzieś jeszcze się tak mówi?
Na marginesie, nieprawdopodobnie bogate były regionalizmy kresowe. Dziś już niemal nieobecne, ale moja osobista Babcia oraz jej wszystkie siostry tak mówiły - no po prostu miód dla ucha. Najpiękniejszy kwiatek, to "Pociąg się zastanowił." Słyszałam to na własne uszy
Patryk
Różnica mikromikroregionalna W Warszawie i pod Warszawą mówi się o kimś czasem, że powinien trafić do Tworek albo do Drewnicy (czyli do szpitala psychiatrycznego). Moja koleżanka, która w tejże Drewnicy mieszka, mówi, że u nich w takich sytuacjach mawia się: "jesteś jak zza muru" .
chrisfox
Ja bym to jeszcze trochę od innej strony obejrzał. Akurat mam porównanie, bo pochodzę z lewego brzegu a zamieszkuję prawy. Na Woli wszystkich odmieńców kierowało się do Tworek, o których po drugiej stronie rzeki nikt nie pamięta - u nasz tylko Drewnica
Yorik
chrisfox napisał:
Ja bym to jeszcze trochę od innej strony obejrzał. Akurat mam porównanie, bo pochodzę z lewego brzegu a zamieszkuję prawy. Na Woli wszystkich odmieńców kierowało się do Tworek, o których po drugiej stronie rzeki nikt nie pamięta - u nasz tylko Drewnica
A "u nasz" mówi się: "do Jarosławia" (jest Szpital Psychiatryczny) albo "Jarlanu" ( humorystycznie od zakładów dziewiarskich w tym pięknym mieście). Na Lubelszczyźnie mówią ponoć "do Abramowic".
emaus
W podobnych okolicznościach w Krakowie mówi się "trafić do Kobierzyna". Z krakowskich powiedzonek podoba mi się bardzo "iść na nogach", np. "Chcę pojechać na Rynek!"
"Dobra, ale chodźże na nogach, bo nie mam karty."
"Idze, idze, bajoku. Widziałam twoją kartę na nakastliku."
"Tak, ale była ważna tylko do czynastego, a dziś już czydziesty"
Yorik
emaus napisał:
W podobnych okolicznościach w Krakowie mówi się "trafić do Kobierzyna".
O tak zapomniałem na śmierć o Kobierzynie. Kiedys będąc na jakimś młodzieżowym obozie w latach 70. jakiś kolega z Krakowa powiedział "odwiozą do Kobierzyna" i ja, znając tylko Jarosław, nie wiedziałem w pierwszej chwili o co chodzi. Potem sie wyjaśniło.
chrisfox
W Kielcach powinno się wobec tego mówić "do Morawicy" - ale, czy tak się mówi - nie wiem Hasło "Kobierzyn" jest mi znane - ale z Tarnowa. Czyżby tamtejszy rejon aż tak daleko sięgał?
Aha, właśnie mi się przypomniało ciekawe powiedzonko. Babcia (ze Starachowic) czasem używała zwrotu "iść na wender". Był to stanowczo jakiś dłuższy spacerek, nawet poważna wyprawa, ale też mogło chodzić o normalne włóczęgostwo. Nigdy nigdzie indziej tego powiedzenia nie słyszałem - kieleckie to a może nie? Zwolennicy Niziurskiego zaraz sobie pewnie przypomną śląski "wander"...
Janeczek
W okolicach Białegostoku - do Choroszczy a na Pomorzu Gdańskim do Kocborowa, w pobliżu Starogardu Gdańskiego.
chrisfox
emaus napisał:
do czynastego, a dziś już czydziesty
To "cz" jest jedną z rzeczy, które mi się (na szczęście nie wszędzie) w Polsce nie podobają - nieładnie to brzmi. Pewna pani w Poznaniu krzyczała kiedyś z okna na kolegę, że jeszcze nie wyczeźwiał
(i - co najciekawsze - nie miała racji, a w ogóle to zła kobieta była )
zmisiek
A znasz Chris taki tekst z okolic Starachowic:
"No co tak się rozwarszawiasz?"
burza
Kto z Was zna powiedzenia: "iść na lumfry" albo "iść na tralafitki"? Spotkałam się z nimi na północy, w Trójmieście. To pierwsze oznacza włóczyć się bez celu, tak mi się wydaje, a przynajmniej tak wynikało z kontekstu rozmów.
Jeszcze jedno, u nas na południu mówi się "iść na kroca", gdy idzie się do cudzego sadu ukraść jabłka, itp. znacie jakieś inne określenia tego typu?
chrisfox
misiek napisał:
A znasz Chris taki tekst z okolic Starachowic:
"No co tak się rozwarszawiasz?"
Nie (może nikt nie chciał tak mówić przy mnie ) - słyszałem tam jedynie znane (ogólnopolskie?) określenie "krawaciarze".
"Lumfry" skądś znam, choć nie mogę skojarzyć, gdzie to słyszałem albo czytałem. Co do podkradania jabłek, spotkałem się (w kieleckiem? - chyba) z (raczej nie regionalnym - tak mi się wydaje) zwrotem "na szaber".
I jeszcze sobie przypomniałem Tam się nie skręca (obojętnie, czy chodzi o drogę, czy łączenie za pomocą gwintu), tylko skrąca.
Yorik
chrisfox napisał:
I jeszcze sobie przypomniałem Tam się nie skręca (obojętnie, czy chodzi o drogę, czy łączenie za pomocą gwintu), tylko skrąca.
Przypomina mi się "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?" Barei. Tam jest taka scena, kiedy zastawiony betonami pozytywnie myślący "inteligent" z awansu mówi "zawsze zdałżam". Na to Franciszek Trzeciak: "Chyba zdążam?". Na co pozytywnie myślący odpowiada: " Tak proszę pana. Zdałżam". Po czym robią mu z Fiata 125p kabriolet za pomocą dźwigu.
Patryk
"Lumfra" kojarzy mi się z wyzwiskiem "ty lumfro jedna". Czyż nie jest to kobieta lekkich obyczajów? Ale może się mylę.
Zbig
burza napisał:
Jeszcze jedno, u nas na południu mówi się "iść na kroca", gdy idzie się do cudzego sadu ukraść jabłka, itp. znacie jakieś inne określenia tego typu?
Podbieranie z czyjegoś pola to znam jako chodzenie „na dzierżawę”. Nie wiem czy to tylko mazowieckie czy ogólnopolskie. Za to krowa np. może „wejść w szkodę”, czyli buszować w czyimś polu. Spotkałem to też w wersji do ludzi, kiedy ktoś komuś wchodził w paradę.
To tak w celu ożywienia tego wątku, bo ostatnio coś zamarł. Może po powrocie z wakacji zostaną tu zamieszczone nowe spostrzeżenia w temacie.
Yorik
Zbig napisał:
To tak w celu ożywienia tego wątku, bo ostatnio coś zamarł. Może po powrocie z wakacji zostaną tu zamieszczone nowe spostrzeżenia w temacie.
Nie bój żaby! Jak Krzysiek wróci pewnie zarzuci nas tu ciekawymi spostrzeżeniami etnograficzno-lingwistycznymi. A może już wrócił?
emaus
Yorik napisał:
Nie bój żaby!
A propos żaby - jest takie powiedzonko, które przywiozłam z Krakowa:
"żeby żabami prało", co oznacza, że się czegoś dokona mimo wszelkich przeszkód. Jeszcze gdzieś się tak mówi?
Yorik
emaus napisał:
Yorik napisał:
Nie bój żaby!
A propos żaby - jest takie powiedzonko, które przywiozłam z Krakowa:
"żeby żabami prało", co oznacza, że się czegoś dokona mimo wszelkich przeszkód. Jeszcze gdzieś się tak mówi?
Ja znam trochę inne. "Żeby skały srały"(wybaczcie wulgaryzm).
chrisfox
Yorik napisał:
Jak Krzysiek wróci pewnie zarzuci nas tu ciekawymi spostrzeżeniami etnograficzno-lingwistycznymi. A może już wrócił?
Jeszcze nie całkiem. Niemniej mogę coś dorzucić (podhalańskiego). Spotkałem się tam z wyrazem "strzępić" w znaczeniu "czepiać się" ("ktoś do was coś tam strzępił?").
lenif
Oho, to jest wymarzony temat dla mnie -lingwistki in spe. ;>
Przeczytałam cały wątek, do kilku(nastu) postów chętnie bym się odniosła i pewnie jeszcze to zrobię jak tylko znajdę chwilę czasu, choć mam pewne obawy, że mogę Was zanudzić moim zboczeniem zawodowym. Tymczasem więc tylko dwie kwestie:
1. Ktoś pisał o słowie "akurat", a właściwie "jakurat" akcentowanym na ostatnią sylabę. Akurat słowo "akurat" ( ) jest chyba jedynym wyrazem w języku polskim, którego znaczenie zmienia się w zależności od akcentu. I tak:
-z akcentem na przedostatnią sylabę wyraża niedowierzanie
-z akcentem na ostatnią sylabę oznacza "w sam raz".
Ot, ciekawostka lingwistyczna. :]
2. A z ciekawych regionalizmów: jakie znacie określenia na to, że w sklepie płaci się dokładnie taką kwotą pieniędzy, jaka jest potrzebna? Z moich obserwacji wynika, że mówi się o tym, że jest:
"wyliczone"/"odliczone" -Warszawa
"równo" -Kraków
"zgodne" -Śląsk.
Nie mam pojęcia, jak jest w pozostałych częściach kraju. Jakieś sugestie?
stefanzz
A u mnie w Radomsku je się surówkę z pory (r. ż.) a nie z pora.
stefanzz
I jeszcze jeden kwiatek.
Tylko nie wiem czy nie pomyliłem wątków, czy to regionalizm czy analfabetyzm.
Ciągle słyszę: drugą razą, inną razą, nie tą razą. Wkurza mnie to okropnie.
Albo to: póltorej litra, chleba...etc.
Sam staram się jakoś poprawnie wysławiać więc bardzo mnie to razi.
Chociaż w sumie: "nieh rzyje Giertyh - wdzienczni matóżyści"
Yorik
Yorik napisał:
Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"
No widzę, że się temat odnowił, Krzychu jest na Forum , to sobie pozwolę!
Czekałem z tym "kwiatkiem" ponad miesiąc.
Otóż stałem sobie w sklepie "Mini Europa" (albo jakoś tak to sie nazywa, drugi jaki znam jest przy Bonifraterskiej) przy Placu Wilsona. Nagle słyszę za sobą głos niewiasty, skierowany do ekspedientki:"Przepraszam Panią! Na ile te czereśnie?". Niewiasta nie wyglądała na przyjezdną.
Yorik
stefanzz napisał:
A u mnie w Radomsku je się surówkę z pory (r. ż.) a nie z pora.
Przepraszam ale nie mogłem sie powstrzymać.
"Allo, allo" mi się przypomniało, Helga i pułkownik von Strohm
xero
mokry por i czapka pilotka, co?
chrisfox
xero napisał:
mokry por i czapka pilotka, co?
Oj, chyba seler
Co do pory, spotykałem się z tym słowem w okolicach od Częstochowy na południe - więc Radomsko (w którym jeszcze niczego nie jadłem ) specjalnie mnie nie szokuje. Półtorej (np. "półtorej roku") jest dla mnie czymś ohydnym - a niestety słyszę to coraz częściej. Nie wiem, czy to jakiś regionalizm, ale pewnie tylko zwykłe ogólnopolskie niechlujstwo i analfabetyzm.
xero
chrisfox napisał:
Oj, chyba seler
a tam, jeden pies.
a raczej warzyw
ja z regionalizmów rozpoznaję tylko mazursko-zabużańskie 'daję dla siostry', podczas gdy u nas mówi się 'daję siostrze'.
stefanzz
Yorik, "na ile" jest spotykane w wielu regionach. A słyszałeś "po czemu?". To samo znaczenie.
Ale odnośnie Twojego postu przypomniał mi się skecz z lat dobrobytu mas pracujących miast i wsi:
"Po ile ta szynka? - po plasterku
A na ile? - na miesiąc"
chrisfox
Właśnie mi się przypomniało, więc natychmiast publikuję
- wyrażenie z okolic Ostrołęki/Łomży: "najsampierw" (najpierw)
- kolejne (pewnie podkieleckie - tak mówił Dziadek) słowo - "chłopaszek" (chłopiec)
- też świętokrzyskie: "somsiady" (sąsiedzi)
I jeszcze kiedyś zasłyszane w stolicy: "nie kupiłem gazety bo kijosk zamknięty".
Janeczek
Autentyczne!!!
Kiedyś zasłyszałem przy Rondzie Starzyńskiego.
Stojący przede mna facio zwraca się do kioskarza:
- Poppppppporoszęee Poppoppopularne i PPPromień
Kioskarz podał mu paczuszkę fajek i butelkę płynu do mycia szyb i za chwileczkę zwrócił się do mnie:
- Panie całą dostawę tego Promienia to on wykupił. Dziś wziął ostatnią butelkę.
chrisfox
Powinien mieć Kartę Rozpromienionego Klienta - i przynajmniej z 5% rabatu.
Janeczek
Tego niestety w tamtych czasach jeszcze nie było. Marketing był zupełnie nieznany
Ale za to jaki miał błysk w oczach
chrisfox
Chyba czas znów nieco tu zamieszać
Wszyscy znamy słowo "zemsta". Tu i ówdzie (na pewno w Starachowicach ) oznacza ono jednak coś nieco innego - mianowicie przekleństwo. Znajomy opowiadając o strasznie mozolnej naprawie samochodu, powiedział mi kiedyś: "przezemściłem go".
Janeczek
Ja też słyszałem słowo zemścić w znaczeniu przeklinać. I nie w Starachowicach ale w Warszawie, co prawda używane przez mieszkańców terenów położonych na zachód od Warszawy, odległych około 60 km.
chrisfox
Dla ożywienia konwersacji , malutki konkurs (jak to u mnie - bez nagród). Spacerując wczoraj po wschodniomazowieckich piachach, przypomniałem sobie słowo, o które chciałbym niniejszym zapytać. Tak w ogóle, ciekawi mnie, czy to lokalne, czy ogólnopolskie. Jak sądzicie, co to znaczy "upalować"?
Offline
administrator
Janeczek
Trzeba było ALT wcisnąć i byłoby wtedy wszystko jasne
Upałować - załatwić kogoś zapałeczką ..... do podpierania drzwi od stodoły
I taki stary kawał mi się przypomiał:
W celi.
- za co siedzisz?
-za kasę.
- jęcmienną, grycaną?
- nie GS-u.
-a ty za co?
-za nielegalny ubój.
- świnioczka, cielocka?
- nie teściowej.
chrisfox
Smaczny dowcip, rozbawiłem rodzinę (siebie też). Jednak ten wyraz miał być stanowczo przez "L"...
(mnie by się pewnie najpierw kojarzył z Tuhajbejowiczem-Olbrychskim)
Wyjaśnię, naturalnie, ale może jeszcze odrobinę poczekamy. Swoją drogą, to słowo zawsze mi się podobało - nie wiedzieć, czemu. Nie brzmi obrzydliwie i całkiem jest trafne.
Janeczek
Jakby było z ALTEM to może jeszcze plażować, zażywać kapieli słonecznych, smażyć cielsko na rozgrzanym piachu.
Ale jeśli stanowczo bez ALT to może ....zamienić się w słup soli
Lub po prostu UPOLOWAĆ.
Na tej zasadzie jak ptak i ptok.
Nauczycielka pyta Jasia.
- Jasiu, co to jest?
-Ptok
-Jasiu nie mówi się ptok tylko ptak, pytam raz jeszcze. Co to jest?
-Ptok
Jasiu, mówiłam jak się mówi prawidłowo. PTAK. Pamiętaj tam gdzie mówisz O mów A. Co to jest?
-Ptak
-O, widzisz teraz dobrze. A jak się ten ptak nazywa?
-Sraka.
Zbig
Na Mazowszu to krowy mogą być upalowane, czyli „przytwierdzone do pastwiska za pomocą małego palika” . W ciagu dnia chodzi się je przepalować, żeby wyjadły następny kawałek trawy.
Janeczek
Zbig napisał:
W ciagu dnia chodzi się je przepalować, żeby wyjadły następny kawałek trawy.
Oczywiście na łące sąsiada
Janeczek
To już teraz wszystko jasne
Upalować to zdzielić paliczkiem krowę sąsiada na swojej łączce
chrisfox
Zbig napisał:
Na Mazowszu to krowy mogą być upalowane, czyli „przytwierdzone do pastwiska za pomocą małego palika”
Tak jest. Ładne słowo, prawda?
Janeczek
Widziałem kiedyś przywiązaną .... tj upalowaną krówkę do rosyjskiego bagnetu. I teraz sobię myślę czy ona była upalowana czy może też ....ubagniona
Zbig
To i tak miała szczęście. Ile to krów przy okazji marszu jedynej zwycięskiej armii trafiło wprost na rosyjski bagnet a potem do rosyjskiego żołądka!
No, ale w nagrodę powinien być np. Uścisk Dłoni Prezesa (no, choć pytającego)
Janeczek
Zbig napisał:
przy okazji marszu jedynej zwycięskiej armii
No nie Aż tyle latek to ja tym ziemskim padole nie przebywam. Choć czasem nadchodzą smutne refleksje, dlaczego nie urodziłem się wcześniej?
chrisfox
Zbig napisał:
w nagrodę powinien być np. Uścisk Dłoni Prezesa (no, choć pytającego)
A czemu nie, w końcu? Niniejszym ściskam Ci dłoń i kłaniam się nisko, choć wirtualnie
Janeczek
No tak, a mnie staremu to już ręki nikt nie poda
Wesołych czasów dożyłem . No cóż, przysłowia mądrością narodu - Starość nie radość
Yorik
A znacie słowo: "zajzajer"?
Janeczek
Oczywiście - to nic innego jak spolszczona nieco wersja niemieckiego KWASU SOLNEGO - Salzsaure.
Oczywiście u nas używana głównie przy określaniu smaku "przednich trunków" - takich jak: alpaga, bełt, ćmaga lub śmaga, mózgojeb, itd i itp.
Przypuszczam, że określenie to po raz pierwszy zastosowano do jakiegoś bimbru, produkowanego w czasach okupacji, do którego dodawano karbidu w celu podniesienia wartości smakowych.
Po kilku setach, gdy już w człowieku chwilowo zamienionym na wytwornicę, wytworzyła się odpowiednia ilość acetylenu, można go było używać jako autogen do szwejsowania czyli dzisiejszego spawania a także do cięcia. [/b]
Janeczek
Ile starych-nowych, okresleń udało mi się przypomnieć w poprzednim poście.
Kto dziś używa nazw takich jak autogen i szwejsowanie?
chrisfox
Janeczek napisał:
No tak, a mnie staremu to już ręki nikt nie poda
Zróbmy może tak: niniejszym ściskam dłonie wszystkim, którzy tego oczekują
(tu sami porządni ludzie, nic mi nie grozi )
Janeczek
Serdecznie dziękuję za uściski i ja tą samą /wirtualną/ drogą ściskam Wam dłonie
Zbig
To sprawy uścisków mamy chwilowo załatwione. Co do długości życia to ja żyje zbyt krótko jak bo widać nie znałem tych określeń. Czekam na jeszcze (waser i szlaufwagi znam więc proszę coś bardziej wyszukanego).
burza
Dawno tu nie zaglądałam
Teraz widzę, że dużo ciekawego nazewnictwa pojawiło się w tym czasie, a mi przypomniało się jedno słowo: często słyszę jak mówi się na łobuza: ancymon. Znacie takie?
chrisfox
No właśnie, jakoś Cię tu długo nie było. Witamy z powrotem
Ancymon (duży) i ancymonek (mniejszy) Znam, w domu się tak mówiło (o mnie...).
Janeczek
Ja z kolei słyszałem jak jeden ze współpracowników / niestety już nie żyjący/ mówił o swojej małżonce - mamcymon
burza
Miło mi Was znowu odwiedzić
Mamcymon - ciekawe, ciekawe
A "pryncypałek"? Mi się obiło to kilkakrotnie o uszy, czy ktoś z Was słyszał takie określenie i w jakim kontekście, bądź znaczeniu?
Janeczek
Pryncypał - to szef, dziś może...boss. Ale pryncypałek to co to? Szefuńcio?
burza
Z tego, co mogłam wywnioskować to "pryncypałek" było to jakby określenie osoby w kontekście mniej oficjalnym, nie w postaci jakiejś rangi czy pozycji jak dyrektor lub szef. Jest to raczej forma ironicznego zwrotu.
chrisfox
Aaa, o kimś takim mój teść mówi "dobroczyńca"...
(ja o nim czasami też)
chrisfox
Jako, że akurat nieco zainteresowały mnie grzybki (w końcu sezon), wkleję coś nie swojego autorstwa:
Koźlarz Czerwony - w okolicach Wyszogrodu nazywany jest Pociechą, a w okolicach Wołomina Osakiem; W Siedlcach i Łosicach koźlarz czerwony to czerwonogłowiec; w okolicach Sadownego mówią na niego "kaczor" (tylko proszę bez zbędnych skojarzeń ), a w Pietrusach "kozia broda"
Co do Wołomina (właściwie Tłuszcza) - potwierdzam z całą stanowczością
Yorik
A tak trochę poza różnicami regionalnymi, to jak twierdzi znajomy pracownik Lasów Państwowych nie należy jeść kani. Ponoć pojawiła sie jakaś mutacja cholernego grzyba, który jest trujący a nie podlega zwykłym kryteriom odróżniającym poczciwe kanie od muchomorów.
Broń boże nie wziąłem tego z programu "Nie do wiary".
Szkoda, bo kania panierowana jest pycha.
Smacznego
chrisfox
Tak się mówi w okolicach, gdzie grasuję. Ponoć ktoś tam gdzieś tam na kaniach się nieco zawiódł. Gdybyśmy rzeczywiście mieli do czynienia z mutacją, byłoby paskudnie. Takie piękne okazy miałem tuż obok - i wystraszyli mnie, brakło odwagi. Nie tak, jak tej pani, o której wspomniałem w nieodległym wątku
Z niekonwencjonalnych, pozwoliłem sobie w piątek spróbować smażonych purchawek. Bardzo sympatyczne.
Janeczek
chrisfox napisał:
pozwoliłem sobie w piątek spróbować smażonych purchawek. Bardzo sympatyczne.
Przy odpowiedniej ilości odtrutki ......
eMeS
Yorik napisał:
Ponoć pojawiła sie jakaś mutacja cholernego grzyba
Ja zaś słyszałem od znajomego grzybiarza, że w lasach pojawiła się trująca odmiana czubajki czerwieniejącej (bohemica) występująca dotychczas m.in. na śmietnikach i w ogrodach. Przy uszkodzeniu robi się różowa, wytwarza toksyny zbliżone w działaniu do tych, jakie wydziela muchomor sromotnikowy. Tak się kończy zamienianie lasów w wysypiska śmieci.
A młodziutkie purchawki da się jeszcze zjeść, gorzej z tymi starszymi
chrisfox
eMeS napisał:
A młodziutkie purchawki da się jeszcze zjeść, gorzej z tymi starszymi
Jadam tylko o wiele młodsze ode mnie
A przy okazji. Nawet przywiozłem niedawno ładny okaz, ale żona chyba się obawiała, że będę chciał degustować halucynogena i wyrzuciła (stąd brak zdjęcia) Szukam i szukam - i nie mogę nigdzie znaleźć, co to za gatunek. Grzybek ma śliczny, fioletowy kolor. Tak kapelusz, jak i dość smukły, choć nie chudy i ładnie zaokrąglony u dołu trzon. Kapelusz dość płaski, średnicy do jakichś 8 cm, wysokość trzonu maksymalnie ok. 10 cm. Blaszki rzadkie, raczej twarde, fioletowe lub fioletowo-różowe. Całość matowa, nawet jakby nieco "zamszowa". Rośnie w lekko wilgotnym lesie mieszanym (raczej w części liściastej), często w grupach, także na starych pniach. Co to może być?
Janeczek
Rycerzyk czerwonawy - zdaję się, że to się tak nazywa. Bardzo ładny grzybek ale nie jadalny. Nie jest trujący ale niesmaczny.
eMeS
Z opisu wygląda mi na zasłonak fioletowy (Cortinarius violaceus), jest to dość rzadki grzyb, niejadalny:
http://www.pharmanatur.com/cortinarviola.htm
http://www.idsystem.cz/galerie/priroda/ … laceus.jpg
http://grzyby.strefa.pl/Cortinarius_violaceus.html
http://www.grzyby.pl/foto/mj-mj-Cortina … 032_04.htm
chrisfox
Dzięki. Dwa pierwsze zdjątka podobają mi się najbardziej. Jak nic, to ten. Ślicznie wygląda, prawda?
Yorik
Janeczek napisał:
Rycerzyk czerwonawy - zdaję się, że to się tak nazywa. Bardzo ładny grzybek ale nie jadalny. Nie jest trujący ale niesmaczny.
A może rydzyk jadowity ( moherus redemptoris toruniensis), zwany też szatańskim?
Janeczek
... wyglądało dobrze... a tymczasem dziś koło południa wyjeżdżam Taki psi żywot.
Psi żywot, psia krew, pieskie życie, na psa urok, pies ci mordę lizał, pogoda pod psem, Psie Pole , pies go j/piiiiiiiiiiiip/, pieska niebieska, wściekły pies, do psiej budy, itd, itp.....
Cóż te zwierzątka nam zawiniły?
Ale na szczęście też jest - wierny jak pies
chrisfox
Ja w takich okolicznościach mówię po prostu: pies... Jest to więc jedno z najczęściej używanych przeze mnie słów
Aha, jeszcze może być psia wachta.
Rybka
...najlepszy przyjaciel...
Janeczek
Nie pamiętam czy to już było ale mnie się przypomniało:
Najprzód, najsamprzód, najsampierw.
I co takiego kiedyś słyszałem - do konia: Nastąp się.
A także - przetentegował.
I jeszcze jedno wyrażonko, które pojawi się w tej rozmówce:
Pije dwóch facetów gorzałkę. Wipili jedną flaszkę i wtedy jeden z nich pyta:
- Słuchaj no Antoś a moze jesce jednom?
- Cemu ni
Wypili tą drugą i z kolei pyta Antoś:
- Heniu, moze jesce jedna by sie zdała?
- Cemu ni
Wypili tą trzecią i z kolei Henio pyta:
- Antoś a jak ja bym ci kobite przeonaczył, to cośma by byli ? Kumotry? Śwagry?
- Byśmy byli kwita.
chrisfox
O "najsampierw" kiedyś wspominałem, lokując to na Kurpiach (ja w każdym razie znam stamtąd). A "nastąp się" w kręgach, w których się obracam, mówią przeważnie do krowy
A jak się fachowo woła na świnię? Babcia dawno temu twierdziła, że po kielecku "a ciu !"... (bo chyba nie "chodź tu, ty świnio")
emaus
Może: "Brunner, ty świnio! Komm hier!!!" ???
Yorik
emaus napisał:
Może: "Brunner, ty świnio! Komm hier!!!" ???
Protestuję! Tego nie było. Było natomiast: "Wyjątkowa z ciebie kanalia Brunner".
Proszę świń w to nie mieszać!
A co do psów to jeszcze :"pieski świat" czyli mondo cane, oraz historyczno-kulinarnie z Pana J.Ch. Paska który oburzał sie na duński specjał w postaci kaszanki pisząc: "u nas psi to jedzą". I z Pasikowskiego: "kotlet mielony z psa, zmielonego razem z budą".
W "Czterech Pancernych pozytywnie- odcinek pt. "Psi pazur".
Można jeszcze zakląć: "psia jucha!". A o nędznej zapłacie: "psie pieniądze".
I, proszę wybaczyć, o pani, lekko mówiąc, nie grzeszącej urodą: "jak ją pies zobaczył, to się o budę zabił"
P.S. Chrisfox a może na świnię trzeba wołać: "taś!, taś!, taś!"
Janeczek
Psia kość i nie dla psa kiełbasa, pies z nim tańcował
Zbig
Bo tu leży pies pogrzebany.
To powiedzenie, jak i inne psie zwroty zawsze kojarzy mi się ze słynny skeczem "Dudka".
emaus
Yorik napisał:
Protestuję! Tego nie było. Było natomiast: "Wyjątkowa z ciebie kanalia Brunner".
No, wiem, że nie było, ale Babcia mogła mieć fantazję i wenę twórczą, nie? Zresztą co będziemy Brunnerowi żałować, nie wykręci się psim swędem. Tfu, tfu na psa urok.
Yorik
emaus napisał:
Yorik napisał:
No, wiem, że nie było, ale Babcia mogła mieć fantazję, nie? Und hier ist der Hund begraben
Mogła. Ale świnia to bez begraben bo nie będzie polenwitschka und bayerische golonka.
U nasz jeszcze się mówi "za psi ch(biiiip)", czyli prawie za nic.
emaus
Masz rację co do świni, że nie ma jej co "begraben", skoro zawiera tyle użytecznych części. Ba, ale nie dla psa kieł-basa (ani ząb tenora )
eMeS
Janeczek napisał:
I jeszcze jedno wyrażonko, które pojawi się w tej rozmówce (...) Antoś a jak ja bym ci kobite przeonaczył, to cośma by byli ?
"Przeonaczył" pojawia się również w twórczości niezapomnianego (mam nadzieję) Kazimierza Grześkowiaka:
Jak się upre, jak się upre każdy wie
nie przeonaczy, nie przeonaczy nijak mnie.
Prezes, sołtys, sekretarz,
prasa, radio, kobita.
Jak się upre, to nie!
Yorik napisał:
oraz historyczno-kulinarnie z Pana J.Ch. Paska
A czy to u Paska było "egzenterowanie"? Nie wiem, czy to regionalizm, ale najlepiej wychodził na Szwedach
Yorik napisał:
Można jeszcze zakląć: "psia jucha!"
Można również "motyla noga!", tylko istnieje wówczas ryzyko, że z telewizora wyjdzie Hans Kloss i zacznie nas pouczać w stylu: widzicie, klimat był raczej zawsze przeciwko nam, no ale to jeszcze nie powód, aby mówić brzydkie wyrazy, prawda?
Yorik
eMeS napisał:
Można również "motyla noga!", tylko istnieje wówczas ryzyko, że z telewizora wyjdzie Hans Kloss i zacznie nas pouczać w stylu: widzicie, klimat był raczej zawsze przeciwko nam, no ale to jeszcze nie powód, aby mówić brzydkie wyrazy, prawda?
Uups! Ze strony Wujka Dobra Rada bardziej obawiałbym się propozycji dotyczących ożenku z jakąś Ireną, co to całowała by oczka misia Rysia. Brrr Kurcze pióro!
P.S.
Zapomnieliśmy o "psie ogrodnika".
Jeszcze o grzybach. Kiedy byłem mały pamietam, ze na małe grzybki na cienkich nóżkach, rosnących na łące mówiono "psiaki" albo "psiarki". Kiedy chciałem je zrywać mówiono, ze są trujace, bo wyrastają tam, gdzie psy robią siusiu.
A pamiętacie "Seksmisję" kiedy Maks po zjedzeniu świętych jabłek mówił: "Te psiary? Święte?".
A na kogoś, kto szybko dochodził do siebie po jakimś urazie mówiło się: "goi się jak na psie".
Offline
Moderator
No to może by powoli zacząć odświeżać wątek? O psach było, to może o chamach?
Właśnie w odmętach pamięci/niepamięci znalazłem ładne słowo. Brzmi ono: "bucyfoł".
Jego synonimem może być określenie: "cham od gradobicia". Spotkaliście się z czymś takim?
P.S.
Podobieństwo do imienia rumaka Olka Macedońskiego raczej przypadkowe.
Offline
administrator
Ten od gradobicia - przepiękny, nie znałem. Bucyfoł chyba (bo w końcu piszesz z Galicji ) pochodzi raczej od buca, chociaż... Bardzo ładniutkie i bardzo świeże .
Niestety, chwilowo się niczym nie zrewanżuję - jakoś mam pusto w łepetynie
(tzn. pusto mam zawsze - tylko w tej chwili to akurat wyjątkowo mocno poczułem)
Offline
Yorik napisał:
P.S. Podobieństwo do imienia rumaka Olka Macedońskiego raczej przypadkowe.
Niekoniecznie - jak się grzebie w etymologiach nie takie kwiatki czasem wyskakują.
Offline
administrator
No przecież napisałem: "chociaż..."
Któż to może wiedzieć. Założenie, że słowotwórstwem w zakresie takich określeń zajmują się wyłącznie ludzie posługujący się koparką ręczną i całymi dniami oglądający konia z tyłu, nazwałbym ryzykownym
Offline
administrator
No to w ramach ożywienia...
Wrzuciłem w wyszukiwarkę piękne słowo "kielmon", dzięki czemu dotarłem do strony Zespołu Szkół w Niedźwiadzie Górnej (podkarpackie, powiat Ropczyce - podaję, bo np. ja nie wiedziałem) http://zsniedzwiadag.scholaris.pl/eregion/index.htm. I cóż za radość, natrafiłem tam na króciutki słowniczek miejscowej gwary, którego bardzo obszerne fragmenty (bez zwrotów szeroko znanych) niniejszym pozwalam sobie tu skopiować - i niech nam dobrze służy
Jak to mówili komuniści: "na literę A..."
ajno - tak
B
babiyniec - boczna część kościoła, wnęka
babki - kopy zboża
badunio - odchody (gnój)
balyja - ogromna misa do prania odzieży lub mycia się
baniok - duży garnek
barłogi - byle jak posłane łóżko
bateryjka - lampka kieszonkowa
bebech - brzuch
baciar - rozpuszczony młodzieniec
bekalorz - ktoś nielubiany
bicygiel - rower
bilyć - malować ściany wapnem
blaszocek - garnuszek blaszany
bobka - część pieca kuchennego kaflowego lub kowadełko, na którym klepało się kosę
bocyć się - dąsać się na kogoś
bojsko - miejsce, gdzie odbywała się młocka
boncek - mała butelka
bonta - część wisząca nad bojskiem
borcuch - ktoś brzydki, dąsający się
boszczownica - gliniane naczynie do rozczyniania barszczu
brandura - piekarnik w piecu kuchennym
bruzda - środek pola
brus - urządzenie do ostrzenia kosy
brzyntolyć - grać byle jak na jakimś instrumencie
buchta - bułki pieczone w piecu chlebowym
burg - kredyt
burzok - wór
byncok - szturchaniec w plecy otrzymany od kogoś
C
capek - traktor
cepigi - drewniane uchwyty przy pługu
cepiny - obrzęd weselny o północy (ściąganie welonu pani młodej)
chadry - ubrania
chajdamaki - bardzo zniszczone buty
charnosacka - szaleństwo bez głowy
chlapa - gaduła
chlapotka - zepsute jajo
chodoki - buty
chojara - jedlina, choinka
choloł - szybciej
chorceć - chrapać
chrobacny - robaczywy
chrobok - robak
cielycka - jałówka
cierlepa - bardzo zniszczona maszyna
cierlyca - narzędzie do obrabiania lnu
cięty - pracowity, szybki, obrotny
cikać - szybko biegać
ciukać - robić komuś wymówki
cioporgać - ciągnąć
ciorać - ciągnąć coś za sobą
ciulac - ten, kto oszczędza
ciuros - chłopak podlotek
cug - zaprzęg konny
cukac - koń, który często zatrzymuje się ciągnąc wóz pod górkę
cułki - onuce (kawałki płótna zastępujące skarpety)
cyckać - ssać
cykać - sikać
cynić - wyceniać
cyntolyć się - obijać się
cymbrowina - studnia
cyrkać się - lać się powoli np. Woda się cyrka
cyrwiołki - niedojrzałe jabłka
cześnia - czereśnia
czyny - pocięta słoma w czasie młocki
D
do dnia - przed świtem
droby - przebierance w zapusty
druśłak - durszlak
drużki - druhny weselne
drzewi - dawniej
duchota - astma
dudrać - szukać
duies - niemyślący człowiek
dybetka - amerykańska, chustka na głowę
dybiątko - małe jajo
dyle - podłoga w oborze
dyrdok - dłuższa drewniana część cepów
dyrdy - np. Lecieć w dyrdy. (czyli bardzo szybko biec)
dziamać - jeść niechętnie
dziąka - przeżuwanie jedzenia przez bydło
dziod - kasza z suszonymi jabłkami
dziopa - dziewczyna
dzisiok - dzisiaj
dziwka - starsza panna
dziwochy - dziewczyny
dziżka - drewniane naczynie do mieszania ciasta na chleb
F
faftur - osoba zajmująca się kojarzeniem par
fasyjot - zatyłek budynku tuż pod dachem
felyzować - wywoływać zarejestrowanych pacjentów przez lekarza
fijogłowiec - ktoś pomysłowy
fikać - kopać
fizdrygoł - szaleniec
folgować - zwalniać
fornol - bogaty rolnik
ftoka - rozporek u spodni
fuksioż - ktoś, komu wszystko się udaje
fura - wóz lub gruba kobieta
furmon - woźnica
furceć - głośno oddychać
futrować - obżerać się
G
gacki - skórzane połączenie drewnianych części cepów
gamoń - zamieszanie
gimajny - niezaradny, niezdrowy
giry - długie nogi
glynioki - gliniane garnki
glystwa - dżdżownica, glista
gnoty - kości
gnojówki - wóz do wożenia obornika
gorzola - alkohol
gościyniec - droga
góra - strych
grace - zakrzywione widły do zwalania obornika z wozu
gront - ziemia uprawna
groty - garnki
gruba - piwnica pod podłogą domu
grządziel - okrągła część pługa
grzynda - drewniana drabinka w kurniku, na której kury śpią w nocy
gumiok - wóz gumowy
gwonitować - wymiotować
gzyms - róg budynku
H
haj - tam
hajnok - tam
holyj - dawno
hala smętki - co wyrabiacie!
hałat - fartuch szkolny
hankur - zmartwienie
harpagon - ktoś nietaktowny
hawok - tu
hunorny - zarozumiały
hy? - co?
J
jas - aż
jazgotny - głośny
jełot - co tam
jojceć - narzekać, żalić się
jucha - urwis
jułceć - wrzeszczeć
jupa - kurtka
juzyna - podwieczorek[i]
K
[i]kacapoły - kluski ziemniaczane
kalyć się - brudzić się
kalykować - kuleć
kapision - kaptur
kapota - płaszcz na deszcz
kapuśnica - szczaw
katana - bluzka damska
kaszkietówka - czapka z daszkiem
kawalyrka - młodzi chłopcy
kawalyrzyć - chodzić do dziewczyny
kądziolka - urządzenie do przędzenia wełny
kibotać się - ruszać się
kicki - słomiane pokrycie dachu
kielmon - żołądek
kierot - maszyna do napędzania maszyn rolniczych np. młocarni
kiernuz - knur
kioły - zęby
klepać sie - bawić się w chowanego
kłapcie - pantofle
kłeki - zaniedbane włosy
kłopić się - martwić się
kobiałka - koszyk na jaja bez ucha
kociuba - metalowy pręt do mieszania w piecu
kolca - urządzenie do orania ziemi
kolybka - dziecinne łóżeczko na biegunach
kołoc - chleb pszenny
kołowrót - część wozu
komysnioki - stare, wykrzywione buty
konica - część wozu
kontygient - obowiązkowe dostawy
kopiska - ślady po kopach zboża lub siana
korci - kusi
koromysło - byle co
korpać - naprawiać stare ubrania
korpaj cuchy - łatane buty
kostyjon - kostium
kościorze - ludzie mieszkający w mieście
kośloc - krzywy
krabatka - krawat
krązko - część maselnicy
kropnąć - uderzyć
krypcie - stare buty
krząpeć - grzbiet
krzesnołojciec - ojciec chrzestny
krzesnomatka - matka chrzestna
krzusło - część pługa
krzyceć - płakać
krzysic - ratować
kuc - ubikacja
kucić - mieszać
kujony - miastowi ludzie
kule - drewniany kołek, służący do noszenia wody w wiadrach na ramionach
kulyjer - szaleniec
kuma - sąsiadka lub chrzestna matka
kumora - spiżarnia
kumornik - poborca
kurcyk - część pługa
kurcynta - małe pisklęta
kurowód - kłopot
kurzawa - zawieja
kurzeja - ktoś niewyrośnięty
kużdyn - każdy
kwardy - twardy
kwyncy - narzeka
L
legnąć - położyć się
lelawy - rozluźniony
lelum - polelum - pogardliwie o kimś byle jakim
lelyta - jelita
lgi - wóz do wożenia snopów zboża
lobidzić - narzekać
loga - gruby kij do bicia
lyber - wielki mężczyzna
lyce - lejce, uprząż konia
lycho - słabo
lygać - kłaść się
lygary - drewniane bale, na których kładziono słomę w stodole
lyki - lekarstwo
lymiż - ostra część pługa
lypa - błąkający się pies
lyterki - cz. wozu do codziennej pracy np. zwożenia zieleniny z pól
lytry - cz. wozu drabiniastego do zwożenia zboża i siana z pól
lystyniorz - listonosz
Ł
łoberok - gruby płaszcz
łoblyc się - ubrać się
łoblyzać - dostać od kogoś, oberwać
łobrok - pasza dla bydła
łobucyć się - ubrać się
łochaląka - kobieta brzydko ubrana
locharuzyć - posprzątać
łochłypa - nadmierna sytość
łochyndożyć - posprzątać
łocympiały - smutny
łodbiracka - kobieta odbierająca zboże za kosą
łodcydzacka - naczynie do odcedzania ziemniaków
łodwiecyrz - wieczorem
łodzioć się - ubrać się
łodydź- odejdź
łoficery - skórzane, wysokie buty męskie
łofyrtny - zaradny
łogiebiel - ktoś b. nielubiany
łogryzek - młodzieniec udający dorosłego
łojski rok - ubiegły rok
łokowita - wódka
łokrasić - omaścić
łolyjarnica - narzędzie do wyciskania oleju
łolejorz - robotnik w b. brudnym ubraniu
łomasza - okrasa, omasta
łomycek - kombinator
łopaczyć - zobaczyć
łopie - dawno
łopitolyć - obciąć byle jak włosy
łopruty - zniszczone buty
łorcyk - orczyk
łoryżada - oranżada
łosęka - bosak
łosikowe mlyko - mleko gorzkie, ale nie kefir
łosołka - osełka
łostać - zostać
łosyntolyć - słabo omaścić
łośródka - część chleba bez skórki
łotopa - stopiona słonina
łożyniacka - ożenek
łujska - łyżka
M
maglorka - żelazko
mamrać - brudzić
mamuna - szmaciana lalka
masny - smaczny
matrona - kobieta brzydko ubrana
mękol - tępy nóż
miarkować - rozumieć
miastowy - miejski
miądlyca - urządzenie do uzdatniania lnu
micyje - byle co
miglanc - krętacz
mijcie się! - trzymajcie się, bądźcie zdrowi
mitygować - doprowadzić do porządku
miżwo - np. młócić zboże na miżwo, czyli nie wiązać w wiązki
mlodziny - uroczystość przedślubna w domu pana młodego
młynażka - wojskowe naczynie
moly - prędzej
mardelonka - obraźliwie o nielubianej kobiecie
markotny - marudny
motać - mieszać coś w interesach
motewka - drewniany przyrząd do rozdrabniania jarzyn w zupie
motyl - papierowe ogłoszenie na kiju noszone z domu do domu
mućka - krowa
mycka - czapka na głowę
myjok - ścierka
myndle - kopy zboża
myndolyk - medalik
mytka - myjka
N
na przybość – boso
narowiste – silne
nazod – do tyłu
ne – masz
niecki – pojemnik na mąkę
niedoszpiołek – ktoś np. niezbyt udany, niezdrowy, o lichym wyglądzie zewnętrznym (bardzo niski)
nierący – powolny
niuchać – węszyć, szukać czegoś
nizijer – inżynier
nochaj – kij do bicia
nodołek – długa koszula pod spódnicę
nolepa – pomieszczenie za piecem
nylonówka – cienka chustka na głowę
O
pacocha – drewniana łyżka
palamynter – szaleniec, niepoprawny
pałogłowiec – ktoś przebiegły
pamuła – gęsta zupa
paplawica – nieczysta, niechlujna gospodyni
parlynga – swojska wódka
paryja – skarpa
parzyć – orać ziemię
patycki – zapałki
patefon – magnetofon
patrzołki – okulary
pazyrny – chciwy
piejok – kogut
pies – urządzenie do ściągania butów
pilusie – młode gąski
piska – pisanka wielkanocna
pisać się – nazywać się
pirw – najpierw
plac – podwórko przed domem
płochać się – mocno szaleć
płachta – prześcieradło
pociosek – narzędzie do wygarniania ognia z pieca chlebowego
pocirze – zapowiedzi przedślubne
pocół – duży bagaż, np. związany w płachtę
podkulki – część wozu
podlotek – młodzieniec
podłogonie – uprząż konia
podołek – przednia część sukienki, spódnicy
podsibitka – słoma lub trzcina wkładana pod glinę, którą lepiło się ściany w drewnianych domach
pokraka – ktoś niezręczny
pokurać – dojść do ładu np. ciężko z tobą pokurać
polywka – potrawa dodawana do ziemniaków
połki – owoce dojrzałej koniczyny
po łomacku – po ciemku
południok – drzemka w południe
pomyje – zlewki
po pajsku – językiem literackim
porcyjanka – porcelanowy kubek
poselyny – zmówiny przed ślubem
poszywać – kryć dach słomą
poślady – gorsza mąka
poślednio – codziennie, byle jak
pośnik – kolacja wigilijna
potańcówka – zabawa ludowa
powała – sufit
półtorok – garnuszek półlitrowy
pónockowo – pasterka
procka – drewniany lub blaszany przyrząd do prania
prowda – część maselnicy
prycie – lóżko zbite z desek
przesołki – zmówiny przed ślubem
przetak – sito do siania zboża
przewarzyć – np. przegotować mleko
przezbywać się – kłócić się
przeźrotko – lusterko
przycka – skrzyżowanie polnych dróg
przysiadka – drewniane urządzenie do przędzenia wełny
psiajucha – określenie niegrzecznego dziecka
pśtyk – nic
pśtykać – kichać
pucować – czyścić
pukoski – pleciona skrzynia
pularus – portfel
pytlowana – bardzo drobno zmielona mąka lub ktoś bardzo delikatny
R
racić – spulchniać ziemię kultywatorem
rafiok – wóz na żelaznych kołach
rajtki – obcisłe męskie spodnie
rajwas – rozgardiasz
rebeć – niespokojne dziecko
rogole – drewniane stojaki na kopienie siana
raić – chwalić kogoś
rombacka – siekiera
roz – kiedyś
rozpiestranie – dobre rozmieszczenie
rozporzać – orać ziemie
roztocac – wałek do ciasta
rozwalyć się – rozebrać się
rozwora – część wozu
równomłotka – młocarnia, która nie czyściła zboża
rózga – ozdoba z jałowca zakładana koniowi, który ciągnął wóz z gośćmi weselnymi
rympać – gryźć
rypoki – drewniane buty
rzeszutko – sitko do siania mąki
rzutny – rozgarnięty
S
sadło – gotowana słonina zszyta w błonie
saksy – gdzieś bardzo daleko np. poszedł w saksy
sanice – płozy sań
samogona – wódka swojska
sapcie – pantofle
saraputy – stare zniszczone buty
sarwak – wspólna praca np. przy naprawie drogi
scepy – drzewa owocowe
scypionka – młode drzewko owocowe
sekwestoż – komornik, poborca
siecka – drobno pocięta w sieczkarni słoma
siedlecka – szufelka, łopatka
siedzisko – miejsce do siedzenia
siyj – przedpokój
siekac – narzędzie służące do rozdrabniania np. buraków dla bydła
siupy – dowcipy
skalyć – wybrudzić
skapać – upaść np. moje gospodarstwo skapało
sklamrzydło – maruda, płaczek
skopiec – wiadro na mleko (używane do dojenia krów)
skorupa – doniczka gliniana
skrobacka – miotła pręciana
skrzynecka – piórnik drewniany
skubacki – kobiety skubiące pierze
skubanki – zbiorowe darcie pierza
skubel – zamknięcie na zasuwę
skwarki – topiona słonina (krojona w kostkę)
smykło się – udało się
smyśny – dziwny
saposzki – buty
spaczać – skosztować
sposobić – gromadzić
spyrka – słonina
spyrlać – oszczędzać
stajonko – pole uprawne
stolce – kredens kuchenny
stulać – gadać byle co
studzielyna – galareta
stympa – urządzenie do obróbki nasion prosa na kaszę jaglaną
styrpa – sterta
swacia – młodzieńcy tworzący korowód weselny z dziewczynami
swarzyć się – kłócić się
swaska – starościna
swok – mąż ciotki (wujek)
sworzyj – część metalowa do łączenia wozu
swynder – sweter
suka – hamulec do wozu gumowego
sumitować się – przysięgać
suski – suszone jabłka, gruszki, śliwki
suśnia – część pieca kuchennego
suwołka – zamieszanie
sycoki – gęsi
sypok – wsyp do piwnicy
syski – ciastka pieczone na wesele
szlajać się – włóczyć się
szykowny – zgrabny
szwocka – krawcowa
Ś
ścięzor – podłoga luźno ułożona w stodole
ścirnia – pole po skoszeniu zboża
ścirwo – mięso
śklący – błyszczący
ślamić się – płakać
ślepurda – ktoś nie spostrzegawczy
ślufanek – łóżko do spania z pokrywą drewnianą
ślywki – resztki, zlewki np. z obiadu
ślyź – zejść
śmieciorze – ci, którzy w II dzień Bożego narodzenia śmiecą koło domów
śpec – mistrz
śpitol – szpital
śpiwki – piosenki
śturać – grzebać np. w piecu
śtyrpok – klej do butów
śtyrwoska – część osprzętu wozu konnego
śwaj – maj – byle jak
śwarny – odważny
śweder – sweter
świdrowaty – zezowaty
świrgolyć – pleść, mówić od rzeczy
świscypoła – szaleniec
T
tacka – patelnia do smażenia
targaniec – wózek dwukołowy
tamok – tam
tłomy – wielkie naręcza siana, słomy
tolać się – turlać się
torchoc – nieuczesane włosy
toryj – ktoś opryskliwy
tragoż – belka na suficie
trefny – cuchnący
tucok – drewniany kawał drewna uwiązany do szyi krowy lub tłuczek do ziemniaków
tuc się – szaleć
tuka – zbiorowe darcie pierza
tutok – tutaj
tuz wi? – któż wie?
tyćko – mało
tyrpać – ciężko pracować
U
ubijacka - trzepaczka do jaj
uciekcie! - uciekajcie!
ucyniony - zauroczony
ujek - wujek
ujanka - wujenka
urynołek - nocnik
ustymp - ubikacja
W
walny – gruby
ważocha – drewniana łyżka
werlyk – część łańcucha służąca do łączenia
weruga – przybłęda
wiejka – maszyna do młócenia zboża
wierutny – straszny
wiśta – zawołanie do konia – w lewo
wkiej? – kiedy?
wkiejsik – kiedyś
wlyc – bronować
woszta – warstwa
wry – gotuje się
wrzeciono – drewniane narzędzie do przędzenia wełny
wsuwadła – pantofle wsuwane
wydoly – wystarczy
wyglynd – otwór do wyrzucania obornika
wymaćkany – pobrudzony
wyniuchać – wyszukać
wypindowany – wystrojony
wyrceć – sterczeć
wystyrkus – ktoś, kto się popisuje
Z
zakładać drzwi – np. zamykać drzwi
załobrocyć – nakarmić zwierzęta
zowadyja – człowiek zaczepny
zawora – żerdź do ogrodzenia
zbaszniolka – zepsuty napój
zdybać – złapać np. złodzieja
zelga – słabszy mróz zimą
zeszutko – mały przetak (sito) do czyszczenia np. mąki
zgryzota – zmartwienie
zgrzęda – ktoś marudny, narzekający
zmamzić – niedbale wykonać pracę
zoc – szacunek, np. mam cie zoc – szanuję cię
zochcielnik – ktoś, kto ma zachcianki
zocirka – drobne kluski na mleku
zokalec – nieudany chleb
zogon – długi, wąski kawał ziemi
zogówek – poduszka
zomisa – rozczyn na chleb
zopartek – zepsute jajo
zopaska – fartuch
zopiecek – część pieca
zopust – trzy dni poprzedzające Wielki Post
z waszecia – elegancko
zygać – szturchać
zyndrok – zgrzebło
zyrny – ktoś, kto ma duży apetyt
Ż
żeleźniok - garnek
żeżoki - noże w sieczkarni
żucholyć - nierówno kroić, np. chleb
Ź
źmijka - maszyna do czyszczenia zboża
źróbek - źrebię
Kopalnia? Jest się czym zająć - tylko żeby się komuś chciało...
Offline
administrator
Przy okazji dokopałem sie też do informacji, że mieszkańcy Dębicy o ludziach z Ropczyc wyrażali się kiedyś per "cebularze"
Offline
chrisfox napisał:
Kopalnia? Jest się czym zająć - tylko żeby się komuś chciało...
Problem jest, bo ktoś chyba zebrał wszystko co usłyszał - więc trafiły się rzeczy z bardzo różnych źródeł. Część zapewne czysto gwarowa i stara, część w miarę współczesna, część ogólnopolska, tylko zmodyfikowana wymową, są i zapożyczenia... A i co do niektórych znaczeń i zapisów mam trochę wątpliwości. Ale ciekawa lektura.
Offline
administrator
Mam podobne odczucia - zwłaszcza, co do owych modyfikacji związanych z wymową (i takich słów - ewidentnie nieco tylko "zregionalizowanych" za pomocą głoski "ł" najwięcej wyciąłem). Niemniej, fajny zbiorek. Kiedyś się doń chyba dobiorę
Offline