Forum Stowarzyszenia
Moderator
Deszcz.
Stoję w blaszanej budce zwanej szumnie przystankiem pekaesu, po lewej widać zieloną tablicę z napisem Blaskowizna, po prawej kępę drzew, dolinkę jakiejś bezimiennej rzeczki oraz jakieś ledwo widoczne zabudowania, na wprost inną tablicę zachęcającą do nurkowania w jeziorze Hańcza które mamy za placami, w odległości może 200 metrów.
Siąpi.
Dzieciarnia stojąca wraz ze mną milczy, ale w oczach widać zniechęcenie i jeżeli za chwilę nie przestanie padać będę miał festiwal marudzenia, płaczu, wrzasków oraz serii pytań o charakterze egzystencjalnym.
Siąpi, ale jakby się przejaśniało.
Póki nie przestanie padać, napiszę ki czort rzucił mnie do tej blaszaka.
Od wczoraj jestem na Suwlaszczyźnie, po zalogowaniu się w noclegowni okazuje się, że trzeba zaopatrzyć się następnego dnia w gotówkie. Proponuję, że ja z dzieciarnią zaudam się na jakąś wycieczkę a żona pojedzie w miedzyczasie do Suwałk po pieniądze i odbierze nas gdzieś z trasy. Rzeczą oczywistą jest, że nie będzie to zwykła wycieczka tylko wycieczka o charakterze kolejowym.
Deszcz.
Linię Pobłędzie - Blaskowizna wybrałem nieprzypadkowo. To najbliższa linia kolejowa od naszej noclegowni, funcjonująca przez raptem trzy lata, a teraz zapomniana przez Boga i ludzi. Mamy zamiar przejść jej cały dziewięcio i pół kilometrowy przebieg.
Za opis linii niech posłuży cytat z ksiązki Grzgorza Rąkowskiego "Polska Egzotyczna" Tom I.
Siąpi.
Od rana pada, siąpi, nie pada, siąpi i dalej pada. Pogoda ma najwyraźniej problem z określeniem swojego dzisiejszego charakteru. Gdy wyjeźdzamy z noclegowni przestaje padać i nawet pokazuje się słońce. Nie jest źle.
Deszcz.
Gdy przyjeźdzamy jest nawet słoneczna pogoda. Niestety po przejściu 200 metrów zaczyna padać, więc zmuszeni jesteśmy gdzieś się schować. Najbliżej jest ta nieszczęsna budka w której obecnie tkwimy.
Siąpi, ale jakby się przejaśniało.
Pogoda jest najwyraźniej uwzięła się na nas. Gdy przestaje padać i próbujemy iść wyznaczoną marszrutą zaczypa padać i jak niepyszni chowamy sie do blaszaka.
Przestało padać. Idziemy.
Na początek sprawdzamy czy nie zostały jakieś ślady po moście nad bezimienną rzeczką. Nic nie znajdujemy. Idziemy dalej.
Po jakichś 200 metrach ślad po starotorzu zaczyna być widoczny. Niestety jest mokro, starotorze zarośnięte jak linia do Gołdapi, więc decyduję iść po szosie. Linię mamy po lewej w odległości 50-100 metrów. Czasami jest prawie niewidoczna.
Jednak przez większą część trasy, szczególnie gdy biegnie po nasypie nie ma żadnych problemów z jej znalezieniem.
Po około dwóch kilometrach linia przecina szosę i teraz jest utwardzoną wiejską drogą.
W tej kępie drzew znajdujemy jednyną chyba pozostałość po tej linii czyli przepust na Błędziance.
W rzeczywistości wygląda on tak. Na moje oko trochę za solidny jak na zwykłą bocznicę do kamieniołomu.
Ponieważ zaczyna znów siąpić decyduję, że w tym miejscu zakończymy naszą deszczową ekskursję.
Robię jeszcze pamiątkowe zdjęcie (wybaczcie prywatę) ze starotorzem w tle.
Od lewej: starotorze, Basia, Michał, Ela
Po drodze do nocelgowni zajeżdzamy zachaczamy jeszcze ruiny dworku w Hańczy.
Kiedyś wyglądał on w ten sposób
Teraz prezentuje się mniej okazale.
Historię dworku można przeczytać na widocznej na zdjęciu tablicy, którą cytuję w całości.
Gdzieś w krzakach znajduję jeszcze ledwo trzymający pion krzyż
Z trudem można odcyfrować napis.
Zaczyna porządnie padać ....... jedziemy do noclegowni.
Pozdrawiam serdecznie i deszczowo.
ksiezyc_nad_gieesem ...
Offline
administrator
To się czyta. Aż zatęskniłem za Suwalszczyzną. Te obrazki, historia z dworkiem... Chyba ostatnio byłem tam jakieś szesnaście lat temu
Offline