Forum Stowarzyszenia
administrator
Czy przypadkiem nikt nie wybiera się dziś w okolice Fortu Bema i na wystawę gratów z Halifaxa? O ile nie zmienią się okoliczności, chyba koło południa się gdzieś tam wybiorę.
Offline
Moderator
Gdybym mógł, to bym z Tobą polazł. Krzysiu zrób fotki!
Offline
administrator
Byłem, fotki zrobiłem.
Dobrze, że się nie wybrałeś tam, gdzie Cię usiłowałem skierować - to nie ten hangar, wystawa mieści się na południowo-zachodnim skraju dawnego lotniska, ze dwa kilometry od miejsca, które typowałem. Relacja z fotkami będzie nieco później, w tej chwili Zuzia żyć mi nie daje i jestem zmuszony nieco się z nią pobawić
Offline
administrator
Teraz z kolei jakieś problemy techniczne, nie mogę przesłać wszystkich zdjęć. Na razie więc tyle:
stanowisko badawcze:
fragment:
broń osobista załogi:
szczątki instalacji hydraulicznej:
sprężarka:
cdn.
Offline
administrator
Wydobyta z mapnika mapa okolic Warszawy:
wlew paliwa:
scyzoryk, odznaka Kanadyjskich Sił Powietrznych, papierośnica:
tabliczka silnika:
jeden z eksponowanych silników:
widok ogólny:
Offline
Moderator
Dzieki Krzysiu za zdjęcia. Super. Szkoda, że wtedy nie dotarliśmy.
Offline
administrator
Owszem. Ładnie i ciekawie zrobiona ekspozycja. Do tego frekwencja taka, jaką lubię. Ogółem napotkałem czwórkę zwiedzających, przez większą część czasu byłem w hangarze sam.
Spotkałem się z informacją, że przedłużono wystawę do 12 grudnia, tymczasem (o ile mi się dobrze spojrzało) na miejscu jest podana data: dwudziestego. Może jeszcze zdążysz?
Offline
administrator
Jeszcze fragment wspomnień Henryka Ptaka:
Było to w sierpniu 1944 roku, w okresie żniw. Na polach stały kopki ze zbożem (...) Obudził nas potężny wybuch. (...) zobaczyliśmy wielką łunę w odległości jakiegoś kilometra (...) Pożar nie ustawał przez całą noc, podtrzymywany kolejnymi eksplozjami. Rano wyruszyliśmy z ojcem, by zobaczyć miejsce katastrofy. Gdy doszliśmy, była tam już niemiecka żandarmeria, która zabezpieczała teren. Nie bronili nam zbliżyć się do wraku samolotu, zajęci głównie zbieraniem rozrzuconej wokół broni. Leżały tam i ciężkie karabiny maszynowe i pistolety. Kiedy podeszliśmy do miejsca upadku maszyny, zobaczyłem olbrzymi dół, z którego wystawały resztki kadłuba. W promieniu stu metrów mniej więcej widać było kawałki blachy z poszycia, porozrywane na stosunkowo niewielkie kawałki i okropnie pogięte. Wszystko wokół ciągle jeszcze się tliło. Wśród porozrzucanych blach leżały szczątki lotników. Na moich oczach jeden z żandarmów podniósł oderwaną rękę, by zdjąć z palca obrączkę, po czym tę rękę odrzucił. Pamiętam też, że mój ojciec znalazł tam pięć lirów włoskich. Szczątki ciał pozbierał pan Wójtowicz z Dąbrowy Tarnowskiej. Później zostały pochowane na miejscowym cmentarzu.
Offline