Kolejka Marecka - zaciekawiamy Warszawą



Forum Stowarzyszenia

Ogłoszenie

Aktualności - www.facebook.com/sopw.kolejka.marecka Aktualności - www.facebook.com/sopw.kolejka.marecka


#1 14.10.2007 19:32:20

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

drobne różnice regionalne

Uwaga administracyjna.

Niniejszy wątek - z długą i dobrą historią - został przeniesiony z innego forum, gdzie tworzyły go głównie osoby obecnie aktywne tu. Przez jakiś czas, wegetował u nas w części dostępnej jedynie dla zarejestrowanych użytkowników. Przeniosłem go w to miejsce, aby dać mu możliwość rozwoju. Pierwsza część, jest archiwalnym zapisem tego, co działo się gdzie indziej. Zachęcam do lektury i kontynuowania poniżej zmagań z naszym trudnym językiem


____________


Reaktywacja? Niekoniecznie - tzn. nie za wszelką cenę, choć myślę sobie, że o niejednym jeszcze przy okazji można w owym wątku pogadać. Jeśli się coś tu zadzieje, to znakomicie. Jeśli nie - zawsze będzie można poczytać sobie coś, co gdzie indziej "nie cieszyło się specjalnym zainteresowaniem i leży w zapomnieniu" (zadekretowanym). Cóż, frustracja (Cysorza) zapewne nie jest niczym miłym i nie mnie się o tym wypowiadać Cysorz, jeśliby łaskawie zechciał (odważnie wejrzeć nieco w Siebie), mógłby napisać o tym książkę - zapewne o wiele lepszą, ciekawszą i poczytniejszą od poprzedniej. Dziś na takie rzeczy jest popyt. Ameryka, panie...

W ciągu paru najbliższych dni, postaram się tu zamieścić (w kilku fragmentach) cały dotychczasowy wątek. Praca nad materiałem nie jest zbyt przyjemna, proszę więc o wybaczenie, jeśli coś będzie nie tak od strony formalnej - o ile zresztą będzie to możliwe, postaram się z czasem usuwać niedociągnięcia. Na razie chciałbym, żebyśmy to już tu - nawet marnie wyglądające - mieli.

Pod spodem pierwszy fragment. Miłej lektury

(naturalnie, jeśli coś komuś... - wszelkie dopiski mile widziane)


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

#2 14.10.2007 19:36:26

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

Re: drobne różnice regionalne

chrisfox

Rozpoczynam niniejszy wątek nie po to, zeby jątrzyć. Co tam sobie odruchowo o kim myślę (i co kto o mnie) to moja/nasza sprawa, odrzućmy idiotyczne uogólnienia. Polska jest krajem niby jednolitym narodowościowo i obyczajowo, jednak czasem wystarczy się oddalić od domu o głupie 50 km (no, nie piszę tu o Brynicy  ), żeby znaleźć się w świecie niemal całkowicie odmiennym od tego "naszego". Język urzędowy ten sam, cała reszta inna 

Na początek, chciałbym zbadać granice występowania dwóch odmiennych nazw tego samego. Wiadomo, że w Warszawie wychodzi się "na dwór", w Krakowie i Rzeszowie "na pole". To chyba odmienność najczęściej zauważana. Mnie dawno temu zafrapowała jeszcze występująca gdzieś na południe (południowy zachód?) od stolicy granica pomiędzy słowami "golonka" (u nas) i "golonko" (tam). Możecie pomóc w ustaleniu granic występowania tych określeń? Pewnie da się dość łatwo dojść do niezbyt odkrywczych wniosków związanych z przesunięciami granic i ruchami ludności - a może nie?

Oczywiście, czekam też na inne tematy. Sporo tego jest. Chciałbym tylko zaapelować - materia jest delikatna i my też bądźmy 

   
Yorik

Krzysiek widzę, że założyłeś wątek etnograficzno-lingwistyczno-kulinarny.

Kilka spostrzeżeń na początek. Wybacz, że będę chaotyczny (zresztą to moja wada)

Co do golonki, u nas mówi się raczej w rodzaju żeńskim - golonka.
Natomiast czasem śmiesznie mówi się w liczbie pojedynczej rodzaju męskiego "winogron" a nie w liczbie mnogiej "winogrona".

"Na polu" i "na dworze" - ja gdzieś słyszałem formę pośrednią "na dworzu", tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie.

A np. na choince kiedyś wieszało się "bańki" wyparte przez (chyba) warszawskie "bombki".

U nas zawsze stało sie w kolejkach, a słyszałem, że u was nie było kolejek. Były ogonki.

U Was chyba nie chodziło sie w gumiakach tylko w kaloszach.

To tak na goraco i na początek, bo mam nadzieję, że temat się rozwinie.


maciejszkocki
 
I jeszcze owoc leśny sezonowy w kolorze granatowo-czarnym:
w Galicji = borówki
w Kongresówce = jagody

Albo produkt piekarniczy bułka w kształcie i rozmiarze chlebopodobnym:
w Galicji = weka
w Kongresówce = bułka paryska


eMeS
 
Kiedy byłem na Suwalszczyźnie, urzekł mnie wyraz wypowiedziany przez pewną starowinkę patrzącą w niebo. Powiedziała ona smutno: "komudzisie". Faktycznie, bardzo się chmurzyło.


chrisfox

O, tej "weki" nie znałem.

Granica między golonką a golonkiem, przebiega według moich obserwacji gdzieś lekko na południe i południowy zachód od Częstochowy. Kiedyś sporo tułałem się po tamtych okolicach i zawsze poznawałem, gdzie jestem - po ostatniej literze tego produktu w menu  Krzepice, Pajęczno, czy Kłobuck - jeszcze golonka. W Oleśnie, Praszce, czy Byczynie - już golonko. Na Górnym Śląsku oczywiście też - jak w Zagłębiu, nie wiem. Jak to wygląda po bokach, dokładniej nie badałem.

"Na dworzu" wydaje mi się kielecką - nieco niechlujną, jak tamtejsza gwara - formą mazowieckiego "na dworze".

Drobna dygresja, której sobie nie potrafię odmówić, a zarazem - będąc mocno rodzinnie z tamtymi stronami związany - do której nie czuję się całkiem nieuprawniony  . Najbrzydszą ze znanych mi gwar, jest chyba właśnie świętokrzyska. Totalny zanik rodzaju męskiego - nawet ludzie są "te", nie "ci", wymiana "o" na "u" ("uny" - zamiast "oni"). Likwidacja (tam, gdzie się tylko dało  ) głoski "a" (zawsze sobie przypominam świetne słowo "wsoze", którym kiedyś w nocy obrzucał nas hojnie mieszkaniec podkieleckiej wsi  , wymowa "um" zamiast "ą", mazurzenie itp kwiatki...

Aha, jedno, co mi się bardziej tam podoba, niż nie  . Na wszystko, co jeździ, mówi się "sprzęt". Kiedyś w Kielcach byłem świadkiem, jak pytającemu o drogę kierowcy TIR-a powiedziano: "tym sprzętem tam nie dojedzie" 

"Baniek" nie spotkałem - może nie rozmawiałem nigdzie poza Warszawą o bombkach.

Kolejki i ogonki - tak mi się wydaje - były równouprawnione.

Co do kaloszy... Właściwie, nie wiem. Raczej tak, ale teściowa, pochodząca z okolic nieco na wschód od Tłuszcza, nazywa ten przedmiot "gumakami". Inna rzecz, że oni tam - tak mi się czasem wydaje - nie mają jakiegoś ujednoliconego języka. Każdy nazywa rzeczy po swojemu - czy tak, jak mu się akurat (teść by powiedział: "jakurat" - z akcentem na ostatnią sylabę) wymówi - nie troszcząc się zanadto (po prostu nie dopuszczając innej ewentualności), czy go ktokolwiek zrozumie.

A właśnie. Odnośnie "zrozumie". Na (bliski) wschód od Warszawy (może nie wszędzie), powinno się chyba podobne zbitki "m i cośtam", wymawiać "mn i cośtam" - więc powinno być "zrozumnie", "ziemnia" i "mniał" 


chrisfox

A co do Suwalszczyzny, po prostu (powtórzę za Mirkiem, trudno) urzekło mnie, wymawiane mięciutko "tamoj, ło", zamiast naszego oficjalnego "tam".


Janeczek

I oczywiście forma: niech idzie, weźmie to. Zamiast naszego: idź , weź.


maciejszkocki

Jeśli się nie mylę to w Krakowie brało się "tusz" a w Warszawie zwykły "prysznic".
W Krakowie podobał mi się szczególnie zwrot " idze, idze bajoku" - w czasach mojego dzieciństwa znaczyło to mniej-więcej "idźże, idźże już wariacie" w takim ciepłym znaczeniu.


Janeczek

W Krakowie są flizy a u nas glazura.


chrisfox

W Krakowie urocze są te wszystkie końcówki "-że" - chodźże, poczekajże, weźże... No i oczywiście słynny Buc 

(że już nie wspomnę o "dupceniu")


Janeczek

Najsłyniejsze to chyba: klornet i idz ze, idz ze


Yorik

W Krakowie zauważyłem też akcentowanie wyrazów na ostatniej sylabie.

U nas na przykład w mowie potocznej zauważa sie forme przeszłą "my byli", "my chodzili", "my były", "my chodziły" (moja żona dostaje gesiej skórki jak to słyszy, ja też). A mi zawsze chce sie śmiać, bo przypominają mi się "Manewry miłosne" i Aleksander Żabczyński poprawiający ordynansa - Stanisława Sielańskiego: "śmy!".

Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"

W okolicach Tomaszowa (ale Lubelskiego ) spotkałem się natomiast z formą czasu przeszłego "bylim", "chodzilim" "pilim  ". Tylko, że to kurka wodna takie wymieszane wszystko, że nie wiem czy to regionalizm, czy jakiś napływ. W każdym razie tam mówi się też na czosnek "cosnek" (Krzysiek! coś dla nas! ) a np. na garnek "baniaczek".
Podejrzewam, też że z tamtych wschodnich terenów może pochodzić słowo "badziewie" jako synonim rzeczy o marnej jakości, byle czego. Tam spotkałem się po praz pierwszy z tym określeniem na przełomie lat 80. i 90.

W tematach kulinarnych oczywiście krakowskie "bajgle" a nie "obwarzanki" (spotkałem sie też z formą "obarzanki").

Bułki "weka" też pamiętam, bo jako dziecku kojarzyły mi się zawsze ze słoikami.

Jako dziecko pamietam też z ust ludzi pamietających czasy c.k. monarchii
"huncfot" (to chyba krakowskie) i "baciar" (lwowskie). Oj psociło sie wtedy to i nasłuchało pod swoim adresem.

No i przypomina mi się występujący do dziś charakterystyczny przemyski zaśpiew mylony często z lwowskim "bałakaniem".

P.S.
Z tymi kolejkami i ogonkami, to tylko pragnę zauważyć, że u nas nigdy nie mówiło sie "ogonki". Zawsze "kolejki". Myślę, że "kolejki" upowszechniły się w całej Polsce z chwilą, kiedy "przejściowe" kłopoty z zaopatrzeniem zmieniły się w "długotrwałe" czyli na poczatku lat 80.

Pozdrawiam


chrisfox

Yorik napisał:

Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"

Ba, mój ojciec - rodowity warszawiak, nie to, co ja - do dziś czasem używa formy "po czemu?". Babcia wyłącznie tak mówiła, pamiętam.

Yorik napisał:

W okolicach Tomaszowa (ale Lubelskiego ) spotkałem się natomiast z formą czasu przeszłego "bylim", "chodzilim" "pilim  ". Tylko, że to kurka wodna takie wymieszane wszystko, że nie wiem czy to regionalizm, czy jakiś napływ.

Tak się też mówi w okolicach Wyszogrodu. Może i gdzie indziej. W szkole podstawowej zresztą spotykałem te formy często wokół siebie, ale raczej były związane z pewnymi wzorcami podkulturowymi 

Yorik napisał:

Podejrzewam, też że z tamtych wschodnich terenów może pochodzić słowo "badziewie" jako synonim rzeczy o marnej jakości, byle czego. Tam spotkałem się po praz pierwszy z tym określeniem na przełomie lat 80. i 90.

Do mnie ten wyraz też dotarł ze wschodu - z tym, że raczej bliskiego  (jakieś 40 km od Warszawy - rodzina żony) - zresztą, muszę przyznać niemalże z zażenowaniem, sam go obecnie bardzo chętnie używam - ot, przenikanie kultur...

Pozdrawiam 

(prawda, że fajny wątek wymyśliłem?)


Yorik

chrisfox napisał:

(prawda, że fajny wątek wymyśliłem?)

Ekstra.
Jeszcze kilka postów a zacznę mówić jak kaszebsku i odkryję w sobie górnośląskie pochodzenie. Mało tego. Dojdę do wniosku, że jestem jedynym żyjącym w Polsce Słowińcem, mającym tego pełną świadomość.

P.S.
Żona już dziwnie na mnie patrzy. Rozumieć nie mus,i bo i tak ma z tym problemy już od kilkunastu lat. 


chrisfox

Jeszcze mi się jedno przypomniało. W kieleckiem, na targowisko mówi się "targowica" - i to określenie (także używane zupełnie oficjalnie, przez władze), spotykałem nawet sporo na południe od Częstochowy (niemalże pod Zawierciem). Jak to jest gdzie indziej?

Co do Krainy Latających Scyzoryków (bardzo przepraszam, taki napis można było jeszcze parę lat temu ujrzeć przy głównej ulicy w Radomiu - a może jest tam do dziś  ), przypomniano mi też wyraz "duchówka" na określenie piekarnika (w kuchni węglowej).

Z tego, co mi teraz przychodzi do głowy, jest jeszcze kwestia "tylko, czy aby" (nie wiem, czy owo "aby" to jakiś łowicki regionalizm, czy odmienność miejsko-wiejska).

Aha, dziś zwrócono mi uwagę, że słowo "ogonek" jest już u nas (w Warszawie) raczej archaizmem - rzeczywiście, chyba go dawno nie słyszałem.


Janeczek

Nie wiem z jakiego regionu pochodził pewien cieśla, który kiedyś w Warszawie rzekł do swojego pomocnika - "Zabij goździa", "Zabij goździem" - a znaczyło to po prostu - "Wbij gwóźdź".

I innego typu regionalizm - jeszcze w latach osiemdziesiątych w Suwałkach w pierwszą środę po pierwszym i pierwszą po piętnastym nie sprzedawano gorzały. JARMARK.


burza

Świetny temat:) To ja też coś dorzucę. U nas na południu, w woj. śląskim mówimy nie tylko, że wychodzimy się "na dwór" ale też "na podwórko".

U nas są ziemniaki, a w Zakopanem - "grule".

Co do pewnego przyrządku kuchennego znanego pod nazwą "rogolki" u nas, gdzie indziej występuje on jako "rogulka" albo "fyrlok" 

Jak dla mnie to dość zabawnie brzmi mowa typowo śląska, w Bielsku tego nie ma, ale mieszkańcy np. Katowic są częstymi gośćmi u nas i można posłuchać ich dialektu śląskiego. Tak samo w górach często przebywają i można podsłuchać ich sposobu mówienia - nie byłabym skłonna go użyć, ale osobiście podoba mi się. Zamiast "kosza na śmieci" mają "hasiok", zasłyszane w schronisku: "kaj idziemy?" - "do autobusa", "kto wypił to odniesie ta szklonka".

W Bielsku często używamy nazwy "wek" w rodzaju męskim na długą bułkę, natomiast w Gdańsku spotkałam się z nazwą "bułka paryska" albo "bułka wrocławska". Do tego nazwa "grysik" była obca dla ekspedientek gdy chodziło mi o "kaszę mannę."


chrisfox

burza napisał:

Świetny temat:) To ja też coś dorzucę.

Fajnie, że się odezwałaś  Bardzo liczyłem na pomoc z zewnątrz - wszak nasz dzielny Yorik nie załatwi wszystkiego.

burza napisał:

U nas na południu, w woj. śląskim mówimy nie tylko, że wychodzimy się "na dwór" ale też "na podwórko".

No proszę, tego nie znałem.

burza napisał:

U nas są ziemniaki, a w Zakopanem - "grule".

U nas raczej też (ziemniaki, naturalnie - choć kartofle też bywają), na zachodzie (tym nieco bliższym) chyba raczej kartofle (czy - w Wielkopolsce - wręcz pyry). Chociaż - co do pyr - wcale się z tą nazwą używaną oficjalnie nie spotkałem.

burza napisał:

Co do pewnego przyrządku kuchennego znanego pod nazwą "rogolki" u nas, gdzie indziej występuje on jako "rogulka" albo "fyrlok"

A cóż to takiego? Chętnie bywam w kuchni, ale żadna z tych nazw nic mi nie mówi.

burza napisał:

Jak dla mnie to dość zabawnie brzmi mowa typowo śląska

Ja ją akurat zawsze lubiłem.

burza napisał:

w Gdańsku spotkałam się z nazwą "bułka paryska" albo "bułka wrocławska". Do tego nazwa "grysik" była obca dla ekspedientek gdy chodziło mi o "kaszę mannę."

W Warszawie "wek" raczej nic nikomu z miejscowych nie powie - już chyba prędzej wielkopolsko-wrocławska (chyba wrocławska, nie mam pewności) "szneka" czy wręcz "szneczka" - choć to raczej nie oznacza tego samego. U nas bułka wrocławska, to normalna podłużna bułka, paryska może być (przynajmniej po mojej stronie Wisły  ) nieco bardziej wydłużona - coś trochę po drodze do bagietki. "Grysik" jest mi znany, ale wątpię, czy tak się u nas mówi - stanowczo raczej "kasza manna".


chrisfox

A znacie takie słowa, jak "śfanta" (święta - okolice Tłuszcza) "pociung" (odmienia się "do pociunga" - tamże), czy "śfynia" - koło Łukowa?


Yorik

chrisfox napisał:

Bardzo liczyłem na pomoc z zewnątrz - wszak nasz dzielny Yorik nie załatwi wszystkiego.

Krzysiek! Jestem naprawdę wzruszony 


burza

Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku  ) Jeśli "chętnie bywasz w kuchni" to sądzę, że już wiesz, o który przedmiot mi chodzi.

A co powiesz o "zakluczaniu drzwi"? Osobiście słyszałam takie wyrażenie kilkakrotnie, ale nie wiem z którego regionu ono pochodzi.

A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".


chrisfox

Ja też uważam, że temat jest fajny. Zawsze lubiłem różne gwary - przynajmniej przemieszczając się po kraju czułem jakąś odmienność - a wszak sposób mówienia to jedynie wstępny jej sygnał. Drażni mnie powolna, toporna unifikacja polszczyzny - zanikanie tych uroczych odmienności na rzecz jednej uniwersalnej, paskudnej mowy, bardzo niewiele mającej cech wspólnych z tym, co kiedyś nazywano "językiem literackim" Dziś zamiast literackiego, mamy już jedynie język telewizyjny 


chrisfox

burza napisał:

Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku  ) Jeśli "chętnie bywasz w kuchni" to sądzę, że już wiesz, o który przedmiot mi chodzi.

Teraz wiem 
A jak się on u nas fachowo nazywa... nie mam pojęcia.

burza napisał:

A co powiesz o "zakluczaniu drzwi"? Osobiście słyszałam takie wyrażenie kilkakrotnie, ale nie wiem z którego regionu ono pochodzi.

Słyszałem. Pewnie to jakieś wschodnie, ale nie kojarzę skąd dokładnie.

burza napisał:

A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".

Kajzerki - ale nie jestem pewien, czy przypadkiem nie dotyczy to wyłącznie bułek z krzyżowym wgłębieniem na górnej powierzchni. Sam się waham, czy nazwać kajzerką bułkę, która tego nie ma - tu używam bezpiecznej formy "bułeczki". Chyba, że są razowe - wtedy raczej "grahamki" (tak przynajmniej mówiła Babcia).


Yorik

burza napisał:

Rogolka to inaczej też mątewka, czyli takie drewniane mieszadełko, które używasz do, np. rozmieszania mąki z mlekiem. (Dla mnie to wygląda jak gwiazdka na trzonku  ).

He, he, u nas na to mówią "kołtuszka" (przynajmniej z takim określeniem się spotkałem). Nawet mam gdzieś coś takiego w otchłaniach kuchennych szuflad). Można to ustrojstwo kupić na targu razem z różnymi innymi ciekawymi rzeczami. Jeszcze. Pamietam też, że można to było robić z.. choinki. Przed wyrzuceniem choinki odcinało sie czubek z gwiaździście odchodzącymi gałązkami, obcinało sie gałązki i wychodziło coś zbliżonego. Znajomy tak robił. Widać nic nie mogło się zmarnować w biednej Galicji.
Przypomniało mi się tez coś z Kujaw. Mój krewny, którego część rodziny stamtąd pochodzi, twierdzi, że tam jest zwyczaj... słodzenia zup a nie solenia.
Nie wiem. Nie próbowałem 
A co drodzy warszawiacy powiecie na słowo "wichajster", ponoć dość kiedyś powszechne w stolicy, a oznaczające bliżej nieokreślony przyrząd?


burza

Zgadzam się z Tobą, Chrisfox, zanika gwara i dialekty. U nas sporo ludzi wstydzi się używania gwary śląskiej, będąc w innych zakątkach kraju. Spotkałam się z faktem, że w kilku rejonach nie lubią ślązaków i ich "zaciągania". Jednak każdy sposób mówienia ma w sobie urok, zespajając mieszkańców z ich regionem i wyróżniając ze społeczeństwa. Myślę, że to powinno się cenić i pielęgnować.
W takim razie może wrzucę ciekawy link z przykładami wyrazów śląskich i powiedzonkami śląskimi. Nieźle się przy nim można ubawić 

http://www.slownik_slaski.itatis.pl/


Yorik

chrisfox napisał:

Yorik napisał:

A jak mówicie na małe bułki? - bo u nas to "kajzerki".

Kajzerki - ale nie jestem pewien, czy przypadkiem nie dotyczy to wyłącznie bułek z krzyżowym wgłębieniem na górnej powierzchni. Sam się waham, czy nazwać kajzerką bułkę, która tego nie ma - tu używam bezpiecznej formy "bułeczki". Chyba, że są razowe - wtedy raczej "grahamki" (tak przynajmniej mówiła Babcia).

Kajzerki to bułki z czterema lub pięcioma nacięciami.

Zawsze przypominaja mi się "chrupiące bułeczki ministra Krasińskiego" (co ta komuna z człowiekiem zrobiła!).
A czy u Was też na pszenną, słodką, plecioną bułkę z kruszonką mówi się : "chałka"?


chrisfox

Wichajster rzeczywiście oznacza coś... no, po prostu coś. Dziś to raczej archaizm, ale brzmi pięknie. W odróżnieniu od czasem go tu i ówdzie zastępującego "dynksu", czy "dynksika" (ludzie kochani, przecież to jagodzianka, dykta, denaturat - jak tak można!). Pewien mój znajomy zamiast "wichajster" mówił "brzdryngiel" - ale to już chyba jego oryginalna twórczość  Nie prościej powiedzieć "takie cóś?".

Chałka - oczywiście, tak. W czasach minionych oficjalna nazwa brzmiała "chała zdobna".


burza

U nas "chałka" to pleciona bułka słodka, jest np. o smaku rumowym:)


chrisfox

Macie dobrze...

Dziękuję za link, niestety, będę musiał chyba odpalić inną przeglądarkę - pod moim firefoxem nie działają odnośniki do tłumaczeń  Strona - jak napisano - w budowie, na pewno sie poprawią.

Czy mi się zdaje, czy na razie najwięcej uciechy dostarcza nam obszar słownictwa związanego z jedzeniem? 
(aż zgłodniałem)


Yorik

chrisfox napisał:

Wichajster rzeczywiście oznacza coś... no, po prostu coś. Dziś to raczej archaizm, ale brzmi pięknie.

Dzisiaj na takie "cóś" coraz częściej mówi się pardon: "pierdolnik" niestety.
Natomiast znajomy krakus, który przez pewien czas pracował w kopalni na Śląsku wspominał, że jego brygadzista Ślązak, kiedy chciał żeby mu coś podać nie mówił "daj łopata", "daj kilof" tylko "daj mi tego onego". I skarżył się, ze nigdy nie wiedział o co chodzi, czym powodował gniew brygadzisty.
Natomiast słowo chała jak sądzę pochodzi od pewnego języka, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był powszchnie znany na ulicach i targach małych miasteczek w Galicji i Kongresówce 


chrisfox

Z obszarów zbliżonych do Śląska (i z samego Górnego Śląska), zapamiętałem powtarzane często - wyraźnie niemieckiego pochodzenia - "ja" (w Wielkopolsce oczywiście "tak"), a z okolic nieco bliższych Opolu (Olesno, Lubliniec), odmianę słowa "on" - dopełniacz tam brzmiał "onego". Spotkałem się też tam ze świetnym słowem "przyporek" (po naszemu rozporek).


chrisfox

Yorik napisał:

Dzisiaj na takie "cóś" coraz częściej mówi się pardon: "pierdolnik" niestety.

Oj, znałem pewnego Pana Kazia (właściciela nie całkiem chyba legalnego warsztatu samochodowego  ), który na wszystko, czego nie potrafił nazwać (czyli na każdy wichajster) mówił "o, tam jest taki ch...".

Yorik napisał:

słowo chała jak sądzę pochodzi od pewnego języka, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był powszchnie znany na ulicach i targach małych miasteczek w Galicji i Kongresówce

Tu się z pewnością nie mylisz. Jest to przecież zresztą jeden z narodowych specjałów.


burza

Znam słowo "pierdolnik" z Gdańska, gdzie moja rodzinka używa go, do nazywania jakiejś małej podręcznej rzeczy, której nie umie się w danej chwili określić - np. " no taki mały pierdolnik przy śrubce" (gdy chodzi o nakrętkę).

U nas na południu mamy "zazdrostki" czyli małe firanki wieszane od około 1/4 okna w dół, szczególnie w kuchni. Jakie jeszcze znacie nazwy na takie firaneczki ozdobne?. Od babci wiem, że służyły kiedyś do podglądania co robi sąsiad/ka 

Moja babcia używa też słowa "juszka" do określenia wywaru na zupę.

PS. Odnośnie linka to wytłumaczenia zaczynają się dopiero od 6 stronki.


chrisfox

Nie wiem, jak dziś - czytałem, że przed wojną w Wielkopolsce zupełnie niewinnie używano marnie dziś brzmiącego słowa "pierdolić" - w znaczeniu "bredzić", "opowiadać głupoty" (po śląsku to chyba będzie "fanzolić", u nas "chrzanić").

Co do zazdrostki, spotykam to słowo u nas. Kiedyś słyszałem wręcz "zanawieska", ale nie jestem pewien, czy nie było to celowe zniekształcenie - choć wydaje się mieć co nieco wspólnego z rosyjskim (a w końcu mieszkam na wschodzie), więc może? "Juszki" nie znam.

Jeszcze po kielecku  Babcia na określenie obcisłego ubrania (nie jestem pewien, czy chodziło konkretnie o bluzkę, czy bardziej ogólnie o cokolwiek), używała słowa "ochlistuszek" - bo takie to "ochliśnięte". W okolicy Starachowic egzystowało też dziwne słowo na określenie (nie jestem do końca pewien) niewielkich skrawków ziemi, czy też wręcz bruzd na polu - "grąbki" (to oficjalnie - tam mówiono "grumpki" - tytułując tak, zresztą niezbyt życzliwie, mieszkańców sąsiedniego Wąchocka).


burza

Na południu można spotkać też takie zwroty, jak cudzić - ciągnąć za włosyzakutać - wymieszać zaonacyć - zaczepić (to z żywiecczyzny) albo obyrtać - obracać, kręcić.

Na włosy mówi się u nas czasem szkuty, na brzuch - bandzioch, kałdun; jak coś śmierdzi to capi kuje albo troli.

Ubrudzić się to u nas "ukidać się, ufajdać albo urąbać".


chrisfox

To obyrtanie pewnie ma coś wspólnego z oberkiem - albo odwrotnie.

Włosy czasem - dość niesympatycznie - nazywane są kudłami. Nie wiem, czy to regionalne, czy ogólnopolskie. Wyraz chyba jakiegoś obcego pochodzenia (coś czytałem, ale nie pamiętam). Brzuch - kiedyś - w Warszawie nazywało się walizką (dziś jakoś mniej to słyszę). "Urąbać się" (bardziej "narąbać") - raczej dość łagodnie - używane jest w odniesieniu do upojenia alkoholem.


Yorik

chrisfox napisał:

To obyrtanie pewnie ma coś wspólnego z oberkiem - albo odwrotnie.
Brzuch - kiedyś - w Warszawie nazywało się walizką (dziś jakoś mniej to słyszę).

W okolicach Tomaszowa Lub. spotkałem sie z określeniem brzucha (w znaczeniu duży brzuch) "wancioł".
U nas mówi się też "bebech" ale to chyba ogólnopolskie.
W podrzeszowskich wioskach gwarowo czasem mówią nie: "przywiozłeś", "przywiozłaś" ale: "przywiezłeś", "przywiezłaś"  .

Poza tym przypomniała mi sie charakterystyczna warszawska (może mazowiecka) wymowa "li": "palywo" (paliwo), "rozwalyć"(rozwalić).

Kiedyś w Warszawie mówiło się też chyba wziąć kogoś "za wszarz" czyli za włosy. Na kogoś niezaradnego: "z miasta ście a d... ście".


chrisfox

Yorik napisał:

przypomniała mi sie charakterystyczna warszawska (może mazowiecka) np. "palywo" (paliwo), "rozwalyć"(rozwalić).

Moim zdaniem, źle to wszystko jest pisane - akcentuje się obecność tego "y", a dla mnie ważniejsza jest charakterystyczna wymowa "l" (nie do zapisania) - lekko "cofnięta" i jakby z delikatnym akcentem na tej głosce. A owo słynne w całym kraju "y" (raczej warszawskie, niż mazowieckie - chyba), jest w istocie czymś pośrednim między "y", "i" a nawet czasem jakby z domieszką "e" (ja to w każdym razie tak słyszę). A w ogóle, kto dziś ma taki akcent? Owszem, parę razy słyszałem, ale to już chyba zanika.

Z osobliwości mazowieckich (przynajmniej według moich obserwacji nie wyłącznie warszawskich), chętnie dodam słówka "nasz" i "wasz" (u nasz, u wasz). Nie wiem, jak po zachodniej stronie Wisły, ale w Kobyłce, czy Wołominie tak się wciąż mówi.

"Przywiezłam" gdzieś słyszałem i chyba nie było to na Podkarpaciu - jakoś nie mogę skojarzyć, gdzie.


chrisfox

Yorik napisał:

Kiedyś w Warszawie mówiło się też chyba wziąć kogoś "za wszarz"

Albo wręcz "za wsiarz" 


Yorik

chrisfox napisał:

Z osobliwości mazowieckich (przynajmniej według moich obserwacji nie wyłącznie warszawskich), chętnie dodam słówka "nasz" i "wasz" (u nasz, u wasz). Nie wiem, jak po zachodniej stronie Wisły, ale w Kobyłce, czy Wołominie tak się wciąż mówi.

A to bardzo ciekawe zjawisko, które kiedyś wyjaśniał mi polonista. Otóż to było spowodowane nadgorliwą, nieporadną próbą uniknięcia mazurzenia.
W ten sposób "s" nawet tam gdzie być powinno, zamieniało się w "sz".
Przykładem w literaturze jest lokaj Wokulskiego w "Lalce" (dawno czytałem).
W radomskiem spotkałem się z czymś odwrotnym. Zamiast "warsztat" mówiono: "warstat".

No i oczywiście warszawski "szemrany" (nawet "siemrany" - tak jak napisałeś Krzyśku brakuje odpowiedniej głoski  ). Od tego nawet powstał dziwotwór - słowotwór: "siemraniec" - na kogoś z półświatka, z pogranicza marginesu.


chrisfox

No tak, na identycznej zasadzie dziś niektóre osoby pojawiające się - niestety - w mediach, próbują hiperpoprawnej wymowy źle im się kojarzącej końcówki "om". I potem mamy w telewizorze takie potworki - "Francuzą", "Włochą"... (rany, jakoś to ostatnie obrzydliwie mi się kojarzy - idę spać  ).


Zbig

Co do „wihajstra” to chyba odchodzi on z reszta niemieckich określeń techniczno-rekwizytwoych. Sam go chętnie używam a polska kalka byłaby za długa: „Jaknazywasięon”  .
To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.


Yorik

Zbig napisał:

To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.

W latach siedemdziesiątych była akcja wprowadzania jedynie słusznych i "prawidłowych" określeń na narzędzia.
Pamietam, ze zamiast "hebel" miało się mówić "strug", zamiast "śrubokręt"- "wkrętak", a zamiast "imadło" - "trzymak". Facet od zajęć praktycznych za pomyłki stawiał nieprawdopodobne ilości dwój. Mineło tyle lat a ja dalej mówię hebel i śrubokręt. 

P.S.
Ale np. "rozrusznik" sie przyjął (zamiast "starter") i gaźnik też (zamiast "karburator"). Język jest żywy. Zmienia się szybciej niż my postrzegamy.
Dzisiaj zamiast gaźnika mamy "sterowany elektronicznie wtrysk wielopunktowy".


chrisfox

Z narzędziami rzeczywiście trochę się pozmieniało. Dorzucę mesel (przecinak), hamer (młotek - nawet klepanie starzy fachowcy nazywali niekiedy hamrowaniem), buchwel lub wręcz bukwel (brzeszczot, piłka do metalu), bor/bormaszyna (wiertło/wiertarka)... Jakieś nieznane mi bliżej urządzenie nazywano "flachajzą" a inne "flachcęgami". Zamiast spawać, kiedyś "szwejsowano" (jeszcze nawet po tym, co się działo 1976 roku w Ursusie, słyszałem gdzieś piosenkę o przyszwejsowaniu pociągu do szyn), skrobanie nazywało się "szabrowaniem" a służący do tego skrobak - "szabrem". A co do imadła, ponoć kiedyś (osobiście nie słyszałem) używano nazwy "śrubstak".


Janeczek

Jak najbardziej - śrubsztak to imadło, krępcęgi - później giętki, były to cęgi do wyginania rurek elektrycznych, autogen - palnik acetylenowy, lutlampa - lampa lutownicza, dornik - punktak, sztamajza - dłuto, krajzega - piła tarczowa, kolba - lutownica, laubzega - piłka włośnicowa.
Natomiast na kolei : brek - pomost hamulcowy, weksel - zwrotnica, smoczek - inżektor.
A mnie się zawsze bardzo podobało nazywanie parowozów tendrzaków - "kusymi".
Zostało to nawet oficjalnie uznane przez PKP i w oznaczeniu serii parowozu tendrzaka - środkowa duża litera K oznacza KUSY, np TKh 100. A w latach dwudziestych tego typu parowozy nazywano TANKAMI.
   

chrisfox

Faktycznie, gięcie jakichś elementów (rur, prętów) do dziś (nawet chyba niemalże oficjalnie) nazywane jest krępowaniem.


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

#3 14.10.2007 20:27:29

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

Re: drobne różnice regionalne

Oj, zmachałem się - a po trzeciej trzeba wstać i udać się na małą przejażdżkę

Co złego, to nie ja - w tekście nie wprowadzałem (przynajmniej świadomie ) żadnych korekt. Jest, jak było. Wywaliłem jedynie avatary i stopki - z przyczyn technicznych.


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

#4 14.10.2007 20:46:39

Yorik

Moderator

Skąd: z Nienacka
Zarejestrowany: 11.03.2007
Posty: 2530

Re: drobne różnice regionalne

Wielkie dzięki Krzysiu. Pozdrów Poznań.


ZDARZA SIĘ

Offline

 

#5 14.10.2007 20:55:34

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

Re: drobne różnice regionalne

Cóż, spróbuję Wprawdzie oni mnie tam jakoś nie lubią za te litery na białej blaszce, ale...

(no dobrze - może i nie tylko za litery - ale, jak jest miejsce, to trzeba jechać - ja człowiek wschodu )


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

#6 15.10.2007 21:10:31

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

Re: drobne różnice regionalne

Pojechałem i mam!
(takie zdjątko)

http://kolejkamarecka.pun.pl/_fora/kolejkamarecka/gallery/2_1192475057.jpg

To jest napisane po regionalnemu...

Przy okazji, zacytuję z pamięci pewną fraszkę - bardzo niedokładnie, bez jednej linijki, której nijak sobie nie przypominam:

W Szwecji wszystko po szwedzku
W Grecji wszystko po grecku
W..................
W poznańskiem - po niemiecku


Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę

Offline

 

#7 15.10.2007 21:49:26

chrisfox

administrator

status 1
GG? ni mom i nie bede mioł
Skąd: z getta
Zarejestrowany: 8.03.2007
Posty: 11926
WWW

Re: drobne różnice regionalne

Wspomnień ciąg dalszy:


burza

Zbig napisał:

To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.

Pewnie wzięto tą nazwę jako zapożyczenie z angielskiego: rucksack - plecak 


Janeczek

U nas ta "ambrozja" nazywana jest alpagą, alpażką, bełtem, berbeluchą po spożyciu,której następuje naturalny odruch i się rzyga bądź puszcza pawia. W okolicach Lublina napój ten jest zwany prytą, po której się wioka.

Regionalnie w okolicach Skierniewic bardzo nieładnie mówi się: "zejszczał'. Pracowałem kiedyś z kilkoma goścmi z tamtych stron, którzy się tak wyrażali. Tak to denerwowało innego mojego kolegę, który usłyszawszy słówko "zejszczał" zapytywał - "a przypadkiem się nie zejsrał" 


chrisfox

Oj, dobre 

Aż mi to przypomniało. Bardzo ciekawe spostrzeżenia odnośnie - tym razem - Podhala, można znaleźć w fajnej skądinąd książeczce Antoniego Kroha "Sklep potrzeb kulturalnych" (to taka wczesnosocjalistyczna nazwa księgarni  ). Autor - warszawiak - z przyczyn bodajże zdrowotnych, spędzał młode lata w Bukowinie. Co też on tam pisze - o języku, obyczajach... Spojrzenie miał świeże, jako ktoś zupełnie z zewnątrz - a zarazem obserwacje dość kompletne, bo mieszkał tam i chodził do szkoły. Książka swego czasu wywołała w tamtejszym środowisku niezłe zamieszanie, jako strasznie obrazoburcza. Wykazał w niej między innymi, że zbójnicki nie jest tańcem oryginalnym, tylko spreparowaną przez ludzi z zewnątrz podróbą z początków XX wieku. Gdyby komuś wpadło to w rękę, szczerze polecam.

Jeden z kwiatków:
Stara góralka wspominała chłopca, który się do niej w czasach strasznej biedy zalecał. Nie była pewna, czy chodziło mu o nią, czy o jej kierpce. Potem okazało się, że jednak o nie - dopiąwszy swego, zeżarł wspomniane obuwie i znikł z jej życia 

Jeszcze co się tyczy "wina". W moim środowisku funkcjonowała jeszcze nazwa "kwas" (oczywiście, od dwutlenku siarki). Nieraz w towarzystwie, gdzie krążyła butelka słyszało się pytania: "kto teraz kwasi?". No i oczywiście potem człowiek był zakwaszony  Aha, nieco już później - w sytuacji wzrostu zagrożenia jądrowego z RFN - pojawiła się nazwa "perszing".


Yorik

burza napisał:

Zbig napisał:

To przypomina mi jak bodaj generał Zaruski narzekał w początkach XX w, że niektórzy, poczciwy "ruksak" chcą nazywać dziwacznie: plecakiem.

Pewnie wzięto tą nazwę jako zapożyczenie z angielskiego: rucksack - plecak

Może być tez z rosyjskiego gdzie plecak to "riuksak".

Z technicznych przypomniało mi się, że jeszcze do dziś na "przyspawać" mówi się "heftnąć". Piłeczka włosowa (której tak często używał A. Słodowy) to była "laubzega". Na farbę do malowania metalu mówiono też "szerlak".

Co do nieprzyjemnych odruchów wymiotnych, ktoś mi mówił, że na Śląsku w okolicach Raciborza "sie strunca". Czyli po wypiciu "wina prostego" karlus mówił "bede struncał".
Słowo "rzygać' nabrało zabarwienia wulgarnego chyba stosunkowo niedawno, wszak w architekturze ozdobne zakończenia rynien do dziś nazywa się poprawnie "rzygaczami".

U nas na wódkę mówi się też "paciara", a na wino "la patique" mówiło się "kwasior" albo "kwach". Z tym, ze te nazwy o których mówi Janeczek tez były znane.

Widzę, że Krzysiek z "kwasem" już mnie ubiegł 
Zakwaszona to jeszcze niedawno cała Polska była 


chrisfox

Uciekło mi 

Rücksack to chyba po niemiecku coś jak "tylny worek"?


burza

U nas w znaczeniu "rzygać" używa się "heftować" albo "puszczać pawia".

Natomiast słowo "laubzega" używaliśmy w liceum, nazywając tak surowych i wymagających nauczycieli.


chrisfox

Dziś moje dziecko mówi "bełtać" - ale mnie się to nie podoba 


Janeczek

Na wino marki "Wino" z charakterystycznym dużym, zamaszystym W na etykiecie - mówiono " z podpisem Gomułki".
A z puszczaniem pawia, to jest tak - jak go puścisz będac w tzw. pozycji horyzontalnej na wznak - to się nazywa "wykonał wieloryba". Oczywiście zamiast wykonał, możną lub nawet należy użyć uniwersalnego w języku polskim czasownika, wymienianego kilka pozycji wcześniej...


Yorik

burza napisał:

U nas w znaczeniu "rzygać" używa się "heftować" albo "puszczać pawia".

U nas też "haftować".


chrisfox

Janeczek napisał:

nawet należy użyć uniwersalnego w języku polskim czasownika, wymienianego kilka pozycji wcześniej...

Jak tak dalej pójdzie, za sto lat w języku polskim będzie pewnie tylko ten jeden, wysoce uniwersalny czasownik, a znaczenie będziemy - jak Chińczycy - rozpoznawać po sposobie wymowy i kontekście.


Yorik

Może będzie zamienny z innym, jeszcze nie wymienianym w tym temacie,
Niech sie tym martwią nasze praprarapra. Ja swój kod genetyczny "zapodałem" gdzie trzeba.
A teraz muszę ziemniaki obierać i nie mam czasu na głupoty... 


eMeS

Yorik napisał:

Na rzeszowskim targu pytało się kiedyś "baby" nie "po ile te np. wiśnie?" ale "na ile?"

Jakiś czas temu byłem świadkiem uroczego dialogu:
- Na ile te brzoskwinie?
- Na sztuki.

Kiedy tak czytam Wasze posty, przypomina mnie się jedna z najlepszych scen filmu p.t. "Nie lubię poniedziałku", w której pewien barwny komitet powitalny oczekuje na gościa z USA (albo Kanady, nie pamiętam, w każdym razie z jednego z krajów zgniłego zachodu). Jest tam wspaniała babcia, która wybornym wręcz akcentem woła co raz: "to łon, to łon! (...) iiii, to nie łon!" Śmieję się do rozpuku, gdy tylko trafiam na tę scenę.

Pozwolę sobie opowiedzieć jeszcze dowcip - jest a propos, więc może nie popełnię żadnego nietaktu:

- Mody, skocz po halba!
- A co to halba?
- Mosz recht chopie, przyniś dwie...

Za wszelakie przeinaczenia przepraszam


chrisfox

A właśnie - "chopie". Słyszałem to wielokrotnie w wykonaniu kolegów z Podkarpacia - wcale nie Ślązaków jakby się mogło zdawać...


Janeczek

A z narzędzi to jeszcze były: szlagbor - wybijak, szlauchwaga, wasserwaga.
Ale jedna rzecz jest zastanawiająca - jak fachowcy używali wasserwagi to ściany były równiuteńkie a jak poziomnicy to ani pionu, ani poziomu, ani winkla - o jeszcze WINKIEL się przypomniał.


chrisfox

Właśnie - szlauch (po polsku - wąż  ). W mowie mojego teścia (i nie wiem, na ile to jego wrodzone/nabyte niechlujstwo a na ile regionalizm z okolic Wyszkowa), egzystuje to jako "szlałf".

Przy okazji - jaką formę wolicie: "taczki", c